W ostatnich dniach przez internet przewija się co chwile raport NIKu z kontroli na porodówkach. Jest przerażający... A moje miasto jak zwykle zabłysnęło - tylko czemu znowu negatywnie?! Mowa o tym mieście na literę K...
Po pierwsze: lekarz dyżurujący w weekend przyszedł do pracy w czwartek po południu a wyszedł we wtorek rano!
Po drugie: łóżko porodowe jest na przeciwko oszklonych drzwi, na zewnątrz nic nie widać bo dalej są kolejne drzwi ale działa ono jak lustro :-p Miałam z nim styczność tylko na szkole rodzenia ale i wtedy byłam zdziwiona.
Po trzecie: Mikiego miałam na sobie 2 minuty na sali operacyjnej i to tyle jeśli chodzi o kontakt skóra do skóry.
Po czwarte: dzieci do mycia zabierano nam do osobnej sali, mimo iż w naszej było wszystko co potrzebne - wtedy mi się to strasznie nie podobało, bo słyszałam płacz a nie wiedziałam od czego.
Po piąte: aparat USG był dwa piętra niżej, więc po obchodzie (dodam, że mi zrobiono dopiero na trzeci dzień od przyjęcia na oddział a byłam przecież po terminie, mogły się dziać różne rzeczy...) zbierała się grupka kobiet, które z lekarzem wędrowały do gabinetu, a tam czekały sobie w swoich pidżamkach na ogólnodostępnym korytarzu gdzie wiatr hulał i buczał. Aktualnie coś się na pewno pozmieniało bo poradnię K przeniesiono obok oddziału, więc USG jest bliżej (kto wie, czy to nie skutek kontroli właśnie).
Po szóste: w moim przypadku cesarka była uzasadniona względami medycznymi ale i tak wydaje mi się, że nie zrobiono wszystkiego bym mogła chociaż spróbować urodzić naturalnie, czyli tak jak o dziwo chciałam.
I po siódme: jeśli dane mi będzie zajść w kolejną ciąże, to prowadzić będę ją na miejscu, bo do tego nie mam żadnych zastrzeżeń, ale rodzić na pewno będę gdzie indziej...
Ja tego raportu nawet nie mogę czytać... za dużo się nadenerwowałam w trakcie swojej ciąży i za dużo nasłuchałam na nfz-towskich korytarzach żeby wiedzieć jaką NIESTETY tandetę przedstawiają warunki w których przychodzi nam spędzać 9 miesięcy ciąży i poród. A żeby to jeszcze "tylko" o warunki chodziło - lekarze, wskutek przepracowania, ciągnięcia zmian nfz-to prywatnych, niedouczenia, znużenia pracą etc. wielokrotnie przepędzali mnie do grobu za nietrafne i nie mające ŻADNEGO uzasadnienia diagnozy co do stanu płodu.
OdpowiedzUsuńJa już od wielu lat nie ufam służbie zdrowia i jej przedstawicielom, szkoda tlko że w tak wrażliwym temacie jakim jest ciąża i poród jest równie źle...
Ciekawy wpis :)
OdpowiedzUsuńJa tez mam slabe wspomienia z porodowki... Powiem krotko "Kambodza z Polski jeszcze nie uciekła, mimo szumnego hasla Rodzic po ludzku..."
OdpowiedzUsuńNo dobra, lepiej nie będę czytać tego raportu, bo będę miała jeszcze większy strach iść do szpitala :D
OdpowiedzUsuńStraszne, ta chwila jest najważniejszą w życiu zarówno dla matki jak i dla dziecka, a zepsucie jej przez szpital jest karygodne. Ehh :( Przykro po prostu... Gdy czytam takie rzeczy ciesze się, że dane mi było rodzić za granicą, gdzie poród wspominam jako super przygodę
OdpowiedzUsuńZnalezienie odpowiedniego miejsca do rodzenia nie jest łatwe. Moim zdaniem w tym leku warto wybrać prywatną placówkę. Jest to bardzo dobra inwestycja a przy wydatkach z dzieckiem wręcz niezauważalna. Warto też wcześniej obejrzeć dany szpital oraz mieć kontakt z 2 położnymi lub lekarzami, aby w razie nagłego przypadku ktoś o nas zadbał.
OdpowiedzUsuń