Ostatnie dwa tygodnie były dla nas udręką. Pierwszy zachorował tatuś, potem mamusia a na koniec synuś. Wiadomo, że gdy facet złapie przeziębienie, już kładzie się do trumny. Nie w tym przypadku - trzeba było zacisnąć zęby i z choróbskiem zawalczyć. Dla dobra Mikusia tata poszedł nawet do lekarza, a wcześniej raczej mu się to nie zdarzało.
My jakoś daliśmy sobie radę, nie pierwszy i nie ostatni raz.
Pierwsza choroba Mikołaja dała nam jednak mocno w kość. On sam, bidulek, też się nacierpiał. Dwa razy dziennie dostawał zastrzyki z antybiotykiem w pupe. Okropne uczucie, gdy dziecko wierzga się na rękach i krzyczy z bólu, a ty wiesz że to wszystko dla jego dobra... Do tego regularne oczyszczanie noska, syropek na kaszel. A na domiar złego wróciła wysypka a wraz z nią nieprzespane noce. Miki zaczął na nowo płakać przy przebieraniu, jest znowu bardzo rozdrażniony. Może to też i wina kolejnego skoku. Przez dwie nocki budził się co 3 godziny i byłam pełna nadziei, że tak już zostanie. Szczególnie, że wcześniejsze uczulenie w końcu zaczęło znikać. Narzekałam, że budził się co 1,5 godziny... to teraz budzi się co godzinę.
Nie mogę już spokojnie patrzeć jak się męczy przy jedzeniu, przy zasypianiu, przy budzeniu... Zaczynam działać - od przyszłego tygodnia zmasowany atak na lekarzy. Najpierw kontrolna wizyta z bioderkami, później porada rehabilitacyjna. W międzyczasie chirurg dziecięcy i podcięcie wędzidełka pod językiem (nie wiem czy wspominałam, że Miki urodził się ze skróconym wędzidełkiem i może mu to utrudniać ssanie). Dodatkowo alergolog, bo ile biedaczek może się drapać i kręcić od swędzenia :-(
Na szczęście są też chwile w których swoją radością Miki zaraża wszystkich naokoło. To one dają mi kopniaka i siłę, by mimo wszystko z uśmiechem zasypiać wieczorem - wiedząc, że za chwilę pobudka. I budzić się pełną miłości do tego małego szkraba, który tak wymęczył kolejną noc.
I taka puenta na koniec... żaden facet nie zrozumie, co oznacza miłość matki, żaden!
Żaden facet, masz rację! Nawet jeśliby też siedział przez ok rok w domu sam na sam i 24godziny na dobę razem z nim.
OdpowiedzUsuńA skąd wysypka? Wiecie skąd to się wzięło?
Współczuję i podziwiam - dla mnie choroby lub niezdiagnozowane "dziwne-cosie" a przede wszystkim WIZYTY U LEKARZY to najgorsze zło jakie może mnie spotkać, a też niestety od maleńkości musimy się bujać po przychodniach i szpitalach :/
Mnie też choroba dopadła, ale na razie mała nie choruje. Ma tylko katarek i mam nadzieję, że tak zostanie.
OdpowiedzUsuńDUŻO ZDROWIA DLA WAS, szczególnie dla Małego! :*
OdpowiedzUsuńJa mam meża kaleke w domu aktualnie... No jest ciezko....
OdpowiedzUsuńDla was zdrowia!!! Sil!!!
Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńFaktycznie czasami są sytuacje, że zdarza się iż choruje cały dom. Ja jednak należę do osób, które starają się badać profilaktycznie. Właśnie dlatego zdecydowałam się również na wizytę u kardiologa https://cmp.med.pl/cmp-bialoleka/kardiolog/ i na całe szczęście wszystko jest w porządku.
OdpowiedzUsuń