Usłyszałam wczoraj, że coś mało ostatnio nowych postów. A więc, tak jak w tytule, piszę coś. Nie będzie jednak pozytywnie.
Podczas ostatniej kąpieli w pianie (yhy, udało się w końcu!) naszła mnie taka refleksja - na codzień nie ma na to czasu. Ciąża trwa zdecydowanie zbyt krótko!!! Wiem, że pod koniec trzeciego trymestru myślałam odwrotnie. Czas mija jednak tak szybko i chwile kiedy Mikuś był w brzuszku wydają mi się teraz tak odległe, jakby nierealne.
Przez 9 miesięcy czekało się na ten magiczny moment porodu. Snuło się plany na przyszłość. Wyobrażało, jak to będzie. W sercu rosło coraz większe uczucie miłości do tej małej fasolki. Każdy dzień przybliżał nas do spotkania.
A teraz? Wiadomo już jak jest... Ciążowe wyobrażenia nijak mają się do rzeczywistości. Przyszłość wygląda dosyć mętnie, szczególnie jeśli chodzi o proces planowania czegokolwiek i z kimkolwiek. A uczucie miłości? Już nie wzrasta. Osiągnęło poziom maksymalny. Każdy dzień zaskakuje czymś nowym, jednak i tak wszystkie są takie same. Nieprzewidywalne ale takie same.
Wiem, że to stan przejściowy ale czasem brakuje mi mojego życia "przed"... Nie oddałabym Mikołaja nigdy nikomu, żeby była jasność, ale gdzieś w środku czuję się pusta. Wcześniej byłam pracownikiem, koleżanką, kucharką, nawet tą sprzątaczką itd... Teraz sama przed sobą czuję się "tylko" mamą. Brakuje mi kontaktu z ludźmi, takiej codziennej zwyczajności. Tych domowych obowiązków, na które teraz nie mam czasu.
Może to wina oczekiwania na wiosnę, która skrada się tak bardzo powoli. Może też nie umiem przekonać samej siebie, że kiedyś będzie lepiej. Może muszę odpuścić i brać z życia to co mi daje, a nie myśleć ciągle co i jak trzeba zrobić. A może zwyczajnie przerosła mnie rola matki. Inaczej - może przerosła mnie rola matki idealnej, której obraz gdzieś podświadomie stworzyłam.
Dodatkowo ciąża zaczyna odbijać się echem na mojej fizyczności. Włosy wypadają mi garściami. Z paznokci zostały już tylko ogryzki. Dekold pokryła sieć widocznych żył. A przez wielki cyc nie mieszczę się w większość starych ubrań. Cieszy mnie z tego wszystkiego jedynie fakt, że kilogramów jest mniej niż wcześniej (to akurat nic dziwnego, jak ma się tak okrojoną dietę).
Może to wina oczekiwania na wiosnę, która skrada się tak bardzo powoli. Może też nie umiem przekonać samej siebie, że kiedyś będzie lepiej. Może muszę odpuścić i brać z życia to co mi daje, a nie myśleć ciągle co i jak trzeba zrobić. A może zwyczajnie przerosła mnie rola matki. Inaczej - może przerosła mnie rola matki idealnej, której obraz gdzieś podświadomie stworzyłam.
Dodatkowo ciąża zaczyna odbijać się echem na mojej fizyczności. Włosy wypadają mi garściami. Z paznokci zostały już tylko ogryzki. Dekold pokryła sieć widocznych żył. A przez wielki cyc nie mieszczę się w większość starych ubrań. Cieszy mnie z tego wszystkiego jedynie fakt, że kilogramów jest mniej niż wcześniej (to akurat nic dziwnego, jak ma się tak okrojoną dietę).
Potrzebuję odpoczynku to jest pewne. Takiego prawdziwego. I nie chodzi tu o niedobór snu, bo to jakoś znoszę. Moje myśli muszą odpocząć.
A tak wyglądamy w trakcie robienia obiadu. Miki zazwyczaj kapituluje i po pół godziny zasypia.
I w związku z tym jedziemy na Święta do moich rodziców a ja z Mikim zostajemy na dłużej. Taka długa podróż z małym dzieckiem trochę mnie przeraża (jakieś 6 godzin minimum). Ale mus to mus.
dzień nieprzewidywalny a jednak codzień taki sam, idealnie ujęte!
OdpowiedzUsuńps. ja ostatnio rozważam identyczne myśli, też tęsknię za tym życiem "przed" choć nie umiem teraz spędzić nawet 1 dnia bez Małej.. i nie chcę! I też marzę o odpoczynku myśli, co niestety u mnie jest totalnie niemożliwe.
Może faktycznie to ten brak wiosny?
Czasami czuję się identycznie jak Ty. Chociaż moja mała jest wyjątkowo łatwa w obyciu i tak mam podobne odczucia. Może faktycznie to ten brak wiosny i ponura pogoda napędzają takie myśli. A może każda mama przeżywa tego typu kryzys i to w końcu minie. :)
OdpowiedzUsuń