O tym jak wielkie mam szczęście...

Mikołaj skończył wczoraj 3 miesiące. Ale zanim o tym, chwila refleksji .

Przypadkowo zajrzałam dziś na fejsie na stronę jednej dziewczynki chorej na wrodzone pęcherzowe oddzielanie się naskórka - rozległe i bolące rany ma wszędzie, nawet na oczach i w przełyku - dosłownie wszędzie. Z tą chorobą się urodziła, więc straszny ból towarzyszy jak od zawsze... Bardzo wzruszają mnie takie historie więc zazwyczaj wolę ich unikać. Dzisiaj jednak coś mnie skłoniło, żeby wejść i poczytać. I jaka reflejsja?

Miki cierpi, bo ma katarek i kaszelek. Ja cierpię, bo się nie wysypiam, jestem przeziębiona i zmęczona. Ale nasze cierpienie za kilka dni minie. I powrócą dni pełne wesołych uśmieszków, przytulania i wygłupów. Niektórzy nie mają tak dobrze. Ich ból nie mija i muszą z nim żyć od maleńkości...

W takich chwilach (na codzień również, ale w takich przede wszystkim) doceniam to, jakie mamy szczęście, że Mikołaj urodził się zdrowy... Że przez te 3 miesiące dokuczała nam tylko swędząca wysypka alergiczna, bolesne bączki na początku i teraz przeziębienie (nawet dwa szczepienia minęły bez echa). Mikołaj jest nerwuskiem, to fakt... ale cieszę się, że jego płacz jest wynikiem upartego charakteru a nie bólu (a przynajmniej nic na to nie wskazuje)!!!

Pierwsze minuty po drugiej stronie brzuszka

A więc, opuszczając te smutne rewiry... Co umie już moje trzymiesięczne zawiniątko?

Jest wyjątkowo wyraźnie zainteresowany kontaktem z ludźmi. Szeroko się uśmiecha gdy po powrocie z pracy ktoś do niego zajrzy. Nie przepada za spędzaniem czasu w samotności, woli mieć przy sobie towarzystwo. Codziennie rano idziemy się przywitać z chłopcem i jego mamą, którzy uwięzieni są w naszym dużym lustrze - Miki uśmiecha się do nich, po czym zawstydzony chowa się w objęciach ;-)

Zaczyna reagować na zabawki. Bierze je świadomie do obu rączek. Wiszące zabawki kopie nóżkami z całej siły. Dłużej potrafi też poleżeć na macie, nie nudzi go to już tak szybko jak kiedyś. Prym dalej wiodą wszelkie przedmioty wydające dźwięk - choćby to miała być butelka z wodą.


Piąstki regularnie lądują w buzi. Gdy podaję mu grzechotkę, owszem przykłada ją do policzka ale do buzi i tak wkłada piąstkę. Grzechotka jest za duża i chyba już się zcwanił, że nijak nie wejdzie :-)


Siły ma mnóstwo. Z bujaka w 3 sekundy zsuwa się w dół, używając swoich silnych i wiecznie rozbieganych nóżek. Leżąc na łóżku w kilka minut obróci się wokół własnej osi o 180 stopni. Przewraca się też czasem z pleców na brzuszek. Na brzuszku nie przepada leżeć - chyba, że na mamie. Główki podnosić też nie chce - chyba, że na mamie. Mieliśmy umówione wizytę u pani rehabilitantki ale przez nasze choróbska musimy poczekać. Może ona stwierdzi czy to coś do naprawy czy zwykłe lenistwo. Swoją drogą, widzicie sens w publicznych poradniach rehabilitacyjnych skoro na wizytę z 3miesięcznym bobasem trzeba czekać do maja?! :-/


Pięknie składa usteczka do rozmowy. Potrafi odpowiadać na moje agu, agie. Czasem uda mu się wydobyć takie dźwięki, że jesteśmy w szoku :-) Najlepszy czas na takie nasze pogaduchy to oczywiście ciemna noc. Od kilku dni w nocy musimy zmieniać pieluchę, bo bączki męczą i zostawiają po sobie lepki ślad. Wtedy więc można mamę zagadywać - przeważnie to jakaś 3-4 w nocy...

Miki zaprzyjaźnia się też ze swoim łóżeczkiem. W dzień zazwyczaj pośpi w nim ze dwa razy. W nocy różnie. Czasem uda się go odłożyć raz, czasem dwa razy. Nic na siłę. Przyjdzie czas. Szczególnie, że drzemki zarówno w dzień jak i w nocy trwają max 1,5 godziny. Gdy zaśnie przy cycusiu raczej go nie wybudzam. Gdy jest tak zmęczony, że i cycuś nie pomaga na ratunek ruszają kołysanki na rączkach - zasypia po dwóch zwrotkach. Nie nanoszę się więc za dużo. Jeśli jest otulony kocykiem lub otulaczem, jest szansa, że się nie obudzi od razu po odłożeniu. Obecnie w dzień częściej pozwalam mu zasypiać na swoim brzuchu, ze względu na katarek - w pozycji pionowej lepiej się oddycha.

I na koniec jeszcze kilka fotek, bo aż ciężko wybrać jedną :-)




Edit: Patrzcie czym mnie dzisiaj zaskoczyło moje dziecko. Po wielu nieudanych próbach w końcu zatrybiło! A już traciłam nadzieję...


3 komentarze :

  1. To prawda... Nieprzespane noce, problemy z karmieniem, gorsze dni - to wszystko naprawdę jest niczym, gdy nasze dzieci są zdrowe, bez pzewlekłych chorób i gdy wiemy, że nie cierpią... Ostatnio w wiadomościach mówili o tragedii, gdy w pożarze tata nie zdążył uratować dwójki dzieci :( To otwiera mi oczy, jak wielkie mam szczęście.
    Rośnie Twój synek jak na drożdżach, ale się z niego robi przystojniak! A co do zasypiania, u nas też śpiewaie + kołysanie na rękach zawsze zdaje egzamin :)

    OdpowiedzUsuń
  2. taaa, terminy do lekarzy... my ze względu na odczyn poszczepienny gruźlicy (pojawił się dopiero teraz, po PÓŁ roku od szczepienia!!) musimy iśc "na jutro" do wojewódzkiej poradni szczepień - najwcześniejszy termin: miesiąc do dwóch!
    Pewnie(oby) skończy się jak u Was, zanim dostaliście się na rehabilitacje Miki "wyleczył" się sam! I oby tak bezproblemowo dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale ten czas szybko leci. :) masz już całkiem dużego chłopaka w domu. :)

    OdpowiedzUsuń