W uszach dźwięczą mi ciągle słowa kilku osób - "Paula, przyzwyczaisz i będziesz miała przerąbane!!! Nawet na krok się nie ruszysz..." I tak myślę całymi dniami, czy ja rzeczywiście tak źle robię?!
Tak, Mikołaj śpi z nami w łóżku - zazwyczaj między mamusią i tatusiem. Nie planowałam tego. Gdyby tak było, nie urządzałabym synkowi tak starannie jego kącika do spania. Z założenia miał spać w swoim łóżeczku...
Wszystko zaczęło się w szpitalu. Po porodzie przynieśli mi zawiniątko, przystawili do piersi i dalej radź se kobieto sama... Rana po cięciu bolała mnie tak mocno, że nawet kroplówka z lekiem nie pomagała. Słyszałam, że w niektórych szpitalach zabierają dzieci na pierwszą noc, by mama mogła pozbierać siły - u nas nie ma takiego zwyczaju. Więc tak jak mi Mikusia położyli, tak leżał. I tak spędziliśmy pierwszą noc przytuleni do siebie. Z jednej strony się cieszyłam, w końcu czekałam na to tyle długich miesięcy. Z drugiej jednak wymęczyłam się strasznie, bo bałam się, że zrobię krzywdę swojej Kruszynce i nie spałam całą noc... I tak moje zmęczenie zwiększało się z dnia na dzień. Szczególnie, że Mikołaj to nie aniołek (a w szpitalu dawał popalić podwójnie). Spanie razem stało się więc nie tylko przyjemne ale i wygodne.
Miki się przyzwyczaił, ja również. Czasami odkładam go do łóżeczka, jednak niemowlęce odruchy po chwili go przebudzają. A ja nie mam w sobie tyle siły i zaparcia, by go tak samego zostawiać. W poradnikach tak ładnie piszą, jak nauczyć dziecko samodzielnego spania. Tylko, że jak to bywa z poradnikami, nie w każdej sytuacji tak łatwo skorzystać z gotowych scenariuszy...
Ukochany nie robi mi żadnych wyrzutów z tego powodu (a tylko by spróbował!) więc oto co postanowiłam... Nie będę na siłę zaprzyjaźniać Mikusia z łóżeczkiem. Na razie, w miare możliwości, będę go odkładać w dzień. Jak już będzie przesypiać w nocy dłuższy czas bez budzenia, zaczniemy bardziej zaawansowane próby.
A jeśli do tego czasu za bardzo się do mnie przyzwyczai, trudno... Lepiej chyba czuć mamę cały czas niż tęsknić za jej obecnością...
My się łamiemy czy Mikiego nie zabrać do nas do łóżka. Jest szansa, że zacznie wtedy trochę lepiej spać. Jednak jak dla mnie jest to nikła szansa (co zauważam po kilku nocach na próbę). No i mnie jest potwornie niewygodnie jak z nim śpię. Budzę się rano jeszcze bardziej zmęczona i obolałą (nie było tak jak był mniejszy - wtedy lubiłam z nim spać). Ja nie widzę w tym nic złego o ile rodzicom to odpowiada. Mnie akurat nie za bardzo :(
OdpowiedzUsuńNie martw się. Moja spała z nami dwa miesiące ponad i teraz bez problemu odkładam ją do łóżeczka gdy zaśnie. Bierzemy ją do nas gdy jest niespokojna (zęby albo ból brzuszka) i dzięki temu żyje nam się łatwiej ;) Dziecko w łóżku to wygoda karmienia, poza tym przytulona do nas potrafi przespać 6 godzin, a sama około czterech, więc kto by nie korzystał? :)
OdpowiedzUsuńAha, u nas łóżeczko zostalo pierwszy raz wykorzystane po trzech miesiącach, także kącik Małej też był urządzony i czekał :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że w takim rozrzucie komentarzy, ale tak myślę nad twoim ostatnim zdaniem i bardzo mi się podoba. Sama staram się działać w zgodzie z założeniami rodzicielstwa bliskości i to główna jego myśl, by postępować w zgodzie ze swoim sercem, podążając za potrzebami dziecka. Brawo! Twój synuś nie mógł wymarzyć sobie lepszej mamy :)
OdpowiedzUsuńJa w szpitalu też dostałam Małą na noc, ale w zasadzie bałam się z nią spać. Wolałam jakimś cudem zwlekać się z łóżka za każdym razem gdy zakwili, niż z nią spać. Zwyczajnie bałam się, że przez to całe zmęczenie mogę zrobić jej przez przypadek krzywdę. Teraz też nie śpimy razem z tego samego powodu. Czasem bym chciała po prostu po karmieniu zamiast do łóżeczka to zostawić ją między nami, ale strach jest zawsze większy niż pokusa wspólnego snu.
OdpowiedzUsuńJa też czasami biorę małą do łóżka. Tak jest wygodniej. Niemowlęce odruchy często ją wybudzają, ale znalazłam na to sposób. Spowijanie. Zawijam ją szczelnie w kocyk i śpi jak aniołek. :)
OdpowiedzUsuń