Przed urodzeniem Mikołaja nie zastanawiałam się nad tym, jak chcę go wychowywać. Myślałam, że to przyjdzie tak jakoś naturalnie, szczególnie że do wychowywania taka daleka droga. Na początku to tylko pielęgnacja. A to guzik prawda!
Jestem jak Ola!
Ale dobrze myślałam, że sposób wychowywania wyklaruje się jakoś sam. Bardzo dużo się przytulamy, śpimy blisko siebie, reaguję na każdy jego płacz, nie rozmawiam z nim językiem agugu, tylko relacjonuję mu rzeczywistość normalnym językiem. Pozwalam mu zasypiać przy karmieniu albo na moim brzuchu, dużo też go kołyszę. Noszę również w chuście i cieszę się, że coraz bardziej mu się to podoba. Nie widzę w tych żadnego problemu, szczególnie, że te rzeczy go uspokajają. Widzę nawet pierwsze efekty tej naszej relacji - Miki nie płacze już przy przebieraniu (zdarza mu się naprawdę sporadycznie, w chwilach gdy jest wyjątkowo rozdrażniony).
Okazało się, że znowu jest na to wyjaśnienie naukowe - rodzicielstwo bliskości. Najprościej można to określić jako podążanie za potrzebami dziecka a nie za książkowymi wytycznymi.
Całkiem nieświadomie stosuję się do siedmiu filarów RB (jedynie z ostatnim mam lekkie problemy, ale pracuję nad nim).
- więź uczuciowa podczas narodzin - już od pierwszych chwil byliśmy blisko. Od momentu gdy mi syna zostawili, przytulaliśmy się i spaliśmy obok siebie. Strasznie żałuję i mam żal do szpitala, że nie dostosowali się do mojej woli i nie mieliśmy czasu na kangurowanie. Może Mikuś byłby mniej nerwowy gdyby najpierw poczuł moje ciepło, a dopiero później był zaszczepiony itd., może...
- karmienie piersią - u nas odbywa się na żądanie, Miki ma potrzebę jedzenia częściej niż książkowe 3 godziny - je często ale krótko. Zazwyczaj zasypia w trakcie, gdy od niego nie odchodzę śpi jakiś czas. Gdy zostaje sam budzi się natychmiastowo.
- noszenie - bycie blisko rodzica, również w trakcie jego codziennych obowiązków (tutaj przydaje się chusta lub nosidełka) uczy dziecko ufności ale także ciekawości świata. I rzeczywiście, Mikuś obserwuje swoje otoczenie z wielkim zaciekawieniem. Gdy zaczyna marudzić, wystarczy że wezmę go na ręce, pospaceruję po pokoju i poopowiadam mu co widzę. Uspokaja się wtedy.
- spanie z dzieckiem - od samego początku śpimy razem (z przerwą na naświetlanie w szpitalu). Miki w nocy nie ma problemów ze spaniem, może właśnie dlatego, że jestem cały czas obok. Taka relacja pozwala dziecku spać spokojnie, dzięki czemu uczy się powoli, że noc nie jest wcale taka straszna a sen to przyjemna sprawa.
- płacz jako język komunikacji - dziecko nie płacze dla swojego widzimisię. Zawsze wiąże się z tym jakieś wołanie o pomoc. Inaczej dziecko nie potrafi się porozumiewać. W momencie gdy rodzic reaguje na te sygnały, dziecko uczy się "tej osobie można zaufać". Usłyszałam wczoraj, że jeśli będę reagować na każdy płacz Mikołaja to nie nauczę go samodzielności a jedynie manipulowania ludźmi. Śmieszne! W taki sposób dziecko nauczyłoby się tylko, że jego wołania są nieskuteczne, więc o pomoc prosić nie warto. Tego dla swojego dziecka nie chcę.
- wystrzeganie się "dobrych" doradców - czyli unikanie ludzi, których rady przypominają sposoby na wytresowanie domowego zwierzaka. Ja często słyszę, że przyzwyczajam, że będę żałowała - w d*** mam takie rady.
- równowaga - czyli przede wszystkim traktowanie relacji z dzieckiem na równi z relacją partnerską. Nad tym muszę trochę popracować. Przyznaję się, że na punkcie syna oszalałam bez reszty... Narzeczony zszedł trochę na boczny plan, ale mam nadzieję że rzeczywiście to rozumie, a nie tylko tak mówi.
Tak właśnie wygląda ta nasza Bliskość - przez duże B. Jako puente napiszę, że Miki właśnie słodko wierci się na moim brzuchu i co jakiś czas uśmiecha przez sen :-)
Tez jestem jak Ola. :) Nie lubię jak mała płacze zawsze staram się ją uspokoić. Ja do małej mówię agu bo lubię jak po mnie powtarza. Ale nie bez przerwy, czesto mòwię do niej normalnie. Co do rodzicielstwa bliskości to wszystko u nas się zgadza poza karmieniem piersią i spania razem. Nie śpię z małą bo boję się, że zrobilibyśmy jej niechcacy krzywdę na szczescie Klara chyba lubi swoje lozeczko. Tylko w dzien pozwalam jej na spanie obok mnie bo mam wszystko pod kontrola a tak to spalam z nia razem tylko w szpiatalu. W zasadzie bardziej czuwalam niz spalam :)
OdpowiedzUsuńJa serdecznie nie znoszę "dobrych" rad... Robię się wtedy bardzo nieprzyjemna. Myślę, że tak to właśnie wszystko jest stworzone, albo przynajmniej powinno, że rodzice kierują się intuicją w wychowywaniu maleństwa. Ja też tak postępuję. Nie czytam żadnych książek jak się powinno w danej sytuacji robić. Uważam, że sama mam sporo wiedzy. Jedyne w czym bardziej sugerowałam się wytycznymi to rozszerzanie diety, ale teraz się zastanawiam, czy tutaj też nie powinna intuicja wziąć sprawy w swoje ręce.
OdpowiedzUsuńNajbardziej wkurza mnie: Nie noś bo przyzwyczaisz. Matko, chyba każdy to mówi... A pewnie sam nosił jak miał swoje.
Moja teściowa tak mówi, a jak Miki zacznie płakać to od razu bierze i zaczyna go kołysać...
UsuńW takim razie ja rowniez jestem jak Ola :)
OdpowiedzUsuńjak dobrze wedziec ze spicie razem. Bo my tez, ale ja boje sie do tego przyznac bo wszyscy mnie krytykuja. a mi po prostu tak wygodnie - to raz... a dwa- pierwszy miesiac byl dla nas ciezku w relacji corka-mama, tym bardziej ze moje dziecko ne jest karmione piersia... wiec kładłam ją obok siebie ..trzymalam za rączke i ta zasypiala. Wiem ze wkrótce nastapi eksmisja do łózeczka ale poki co mi i mezowi to pasuje, niestety innym dookola nie :)
OdpowiedzUsuńKurczaki, a ja właśnie zastanawiam się jak to tak właściwie jest z tym RB... Kończę psychologię, jestem też po pedagogice, więc rozwój i dobro dziecka jest naprawdę dla mnie ważne, no ale sama nie jestem do końca przekonana. Bliskość owszem, jak najbardziej, ale czy to nie jest tak, że dziecko jako nowa istota powinna mieć swoją przestrzeń itd.? Oczywiście, że chcę wykorzystać na maxa urlop macierzyński by jak najwięcej czasu spędzić z córeczką, chciałabym karmić piersią, nosić Tosię w chuście i dać jej wszystko czego bedzie potrzebować. Tylko, żeby nie przedobrzyć...
OdpowiedzUsuńJa swoje dziecko urodzę dopiero w czerwcu, ale wiem, że nie chcę spać z córeczką, a z mężem, Tosia będzie obok nas, bo nie chcę by przywiązała się aż za nadto. Nie jestem też typem karierowiczki, ale nie chcę by malenstwo było do nas uwiązane, i na każdą próbę odcięcia pępowiny reagowało płaczem, bo przecież to naturalne, że każdy potrzebuje od czasu do czasu odskoczni, szczególnie jest to ważne dla młodego małżeństwa. Przecież granica między postawą akceptacji a postawą nadmiernie ochraniającą jest tak cienka < piszę na ten temat mgr>...
Bardzo zależy mi na tym by rozwinąć potencjał dziecka, przede wszystkim dać mu wiarę w siebie, ale czy to wszystko nie wywoła rozpieszczenia u maleństwa? Na obecną chwilę, staram się normalnie i w miarę racjonalnie podejść do macierzyństwa. Od wielu lat chciałam, mimo młodego wieku, mieć dziecko, ale też marzę o racjonalnym podejściu do tego zadania, o czym pisałam już na swoim blogu. Oczywiście czytam wiele książek na temat ciąży i malutkiego człowieka, ale nie chcę w tym wszystkim przesadzić....
Kobietki naprawdę sama juz nie wiem co myśleć, nikogo broń Boże nie krytykuje, tylko szukam jakiś naprawdę rzetelnych argumentów, może ktoś mi pomoże?;)
A moje dziecko od samego początku spało w łóżeczku a nie uważam żebym wytresowałam zwierzaka domowego��ale obiecałam komuś już się nie wtrącać więc nie będę bo i tak rady ma się w d*** Powiem tylko "Nie bądź jak ciocia Asia"
OdpowiedzUsuń