Wicie gniazda...

Wyczytałam, że to jeden z pierwszych objawów zbliżającego się porodu. Czyli, że to JUŻ? :-o
Większość wczorajszego dnia spędziłam na porządkach. Uważałam oczywiście, żeby się nie przeforsować - jednak musiałam coś zrobić z energią, która rozsadzała mnie od środka. Na wieczór niespodziewanie dotarło do nas łóżeczko. Nie obyło się oczywiście bez małych problemów przy składaniu, ale przynajmniej mogłam się pośmiać z tatusia majsterkowicza :-) Odkąd łóżeczko stoi w pokoju, coraz bardziej czujemy, że niedługo pojawi się w nim mały Człowieczek... Bywały momenty, że czasami to do nas jeszcze nie docierało. Pochwalę się też, że falbankę zrobiłam sama z lnianej firanki ;-) A Mama obiecała mi uszyć biały przybornik (niestety nie było go w komplecie z pościelą).
Dzisiaj mam już trochę mniej energii, więc leżę na kanapie i cieszę się widokiem :-)


Wydaje mi się, że brakuje mi tylko kilku drobiazgów. Ale cały czas mam wrażenie, że zapomniałam o czymś ważnym... I à propos zakupów - kolejny raz otrzymałam pytanie "Czego wam brakuje dla Dzidziusia?". Gdy kuzyn spytał nas o to jako pierwszy to od razu mu powiedziałam, że jeśli już pyta to ucieszylibyśmy się z jakiejś fajowej karuzeli do łóżeczka. I na tym moje pomysły się kończą. Poza tym czuję się niezręcznie mówiąc komuś co ma kupić - głupia sytuacja. Gadżetów dla niemowlaków jest całe mnóstwo, uważam jednak że większość z nich to niepotrzebnie wydane pieniądze.

A jakie Wy podarunki otrzymałyście po narodzinach (albo jakie byście chciały otrzymać)? Może będzie to dla mnie pomocne :-)
Czytaj dalej

Comiesięczny raport...

Kolejna wizyta lekarska za nami. Niestety pan doktor nie miał dzisiaj za bardzo humoru - myślałam że sobie tak swobodnie pogadamy. Ale i tak wypytałam (jak to ja) o wszystko co mnie interesowało. Mikuś leży sobie główką do dołu i waży 2500 g. Następną wizytę mamy dopiero za 3 tygodnie - wszystko przez święto 11 listopada, które wypada akurat w środę. Dostałam skierowanie na badania krwi i moczu, by mieć aktualne wyniki w razie porodu przed terminem. Lekarz pobrał mi również wymaz w kierunku paciorkowca (GBS). No i to by było na tyle. Na razie brak jakichkolwiek przeciwwskazań by rodzić naturalnie.
Jak zwykle w kolejce w poradni nasłuchałam się różnych historii. Poród jest oczywiście tematem numer jeden w takich miejscach. Starałam się jednak jednym uchem wpuszczać a drugim wypuszczać, bo można zwariować.
Ładna pogoda się dzisiaj trafiła. I całe szczęście, bo dzień już od rana zapowiadał się bardzo aktywnie (przynajmniej w porównaniu z ostatnim leniwym czasem). Poszłam więc sobie spacerkiem do pracy by zostawić zwolnienie. Oby takie słoneczne dni pojawiały się jak najczęściej, bo od razu nastrój się poprawia.
Za chwilę idę też do szkoły rodzenia, zobaczymy czego nowego się dzisiaj nauczę :-)
Czytaj dalej

Liebster Blog Award



Jak dotąd unikałam wszelkich zabaw typu nominacje. Nie polałam się nawet wodą z lodem, przez co zostałam uznana za tchórza ;-) Ta zabawa przypadła mi jednak do gustu, więc czemu nie...

"Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Dziękuję http://bellazpociagu.blogspot.com za nominację.

No więc zaczynamy...

1. Czy ciąża zmieniła coś w Twoim życiu?

Zmieniła wszystko! Byle jakie dotąd życie zaczęło nabierać sensu. Mimo, że już od wielu lat mam przy sobie ukochaną osobę, zawsze czegoś mi brakowało. Żyłam od weekendu do weekendu, od świąt do świąt, od urlopu do urlopu. Takie monotonne i przewidywalne funkcjonowanie przestało w pewnym momencie wystarczać. I w dobrym momencie zaczęły pojawiać się zmiany...

2. Co w życiu daje Ci największą radość?

Hmmm.... trudno w sumie powiedzieć, bo wiele rzeczy mi ją daje. Zazwyczaj jednak wszystkie najradośniejsze chwile związane są z jakąś aktywnością. Męczy mnie odpoczynek na kanapie, więc im więcej się dzieje na około tym ja lepiej funkcjonuję.

3. Twoja ulubiona książka/film?

Jeśli chodzi o książki to jestem raczej literacką ignorantką :-( Próbuję z tym walczyć, ale zazwyczaj przegrywam. Jak wspomniałam przed chwilą, książka, kapcie i kanapa to nie dla mnie... Z filmem jestem bardziej zaprzyjaźniona, ale swojego ulubionego chyba nie mam. Najwyższą ocenę na filmweb.pl jak dotąd przyznałam dla filmu "Amelia", wynika to chyba jednak bardziej z sentymentu. Tyle filmów już obejrzałam, że naprawdę trudno wybrać jeden tytuł.

4. Jakie jest Twoje najpiękniejsze wspomnienie?

Jednego konkretnego nie mam. Jednak wszystkie te najpiękniejsze są związane z rodzinnymi wyjazdami. Gdy byliśmy dziećmi, rodzice w każdą wakacyjną niedzielę zabierali nas nad jezioro. Pakowali jedzenie do torby i znikaliśmy z domu na caaaaluśki dzień. Po wyjściu z wody zawsze dostawaliśmy pomidora do zjedzenia w całości - śmieszy mnie to teraz, ale wtedy to był właśnie smak szczęścia :-) Z resztą słabość do pomidorów została mi do dzisiaj.

5. Jakie są Twoje zalety?

Łatwiej byłoby mi opisać swoje wady, co świadczy chyba o tym, że jestem z natury raczej skromną osobą. Do każdego zadania podchodzę z największym profesjonalizmem, nie lubię robić nic byle jak. Taka perfekcyjność jest często zgubna, jednak w sytuacjach zawodowych bardzo mi się przydaje. Jestem też opiekuńcza, nie potrafię odmówić osobie, która prosi o pomoc.

6. Czym jest dla Ciebie prowadzenie bloga?

Na początku prowadzenie bloga było po prostu sposobem na zabicie wolnego czasu, którego mam teraz w nadmiarze. Obecnie jest to taki swoistego rodzaju "pamiętnik", do którego przelewam swoje myśli. Nie mam raczej problemu, żeby rozmawiać o swoich problemach, jednak będąc tak daleko od domu, od rodziny i od przyjaciół nie zawsze mam komu się wygadać. A że z internetem mocno zaprzyjaźniłam się już w okresie dorastania, to taki sposób komunikacji ze światem, jest dla mnie w sumie dosyć naturalny.

7. Jak wygląda Twoja rodzina marzeń?

Nigdy nie miałam w głowie takiego idealnego obrazka. Moja rodzina nie była idealna, nie znam w sumie nikogo, kto by taką idealną rodzinę miał. Zawsze po prostu marzyłam by założyć swoją rodzinę. Nie ważne jak miałaby wyglądać. Musi być w niej po prostu bardzo dużo miłości!

8. Jeśli wygrałabyś milion, jak rozplanowałabyś jego wydanie?

Już kilka razy wydawałam miliony - w czasie między kupnem kuponu Totolotka a losowaniem ;-) Ile ja już domów pobudowałam, ile samochodów pokupowałam... Gdyby jednak kiedyś te mrzonki okazały się rzeczywistością? Pewnie nie wiedziałabym co z nimi robić... Nie kuszą mnie najnowsze gadżety, super ciuchy od projektantów czy luksusowe życie w przepychu. Zaczęłabym od domu - bo to podstawa, by czuć się bezpiecznie. Nigdy nie marzył mi się dom ani nad morzem ani w górach. Ja muszę być blisko miasta, blisko ludzi i tego miejskiego gwaru. Na pewno dużo bym podróżowała, bo jestem bardzo ciekawa świata. I chciałabym go pokazać swojemu Maluszkowi :-) Na szczęście Ukochany, tak samo jak ja, nie jest typem kanapowego lenia. Nie miałabym więc nic przeciwko życiu (od czasu do czasu) na walizkach - to tu, to tam.
 
9. Gdybyś miała być zwierzęciem, jakie by to było i dlaczego?

Na studiach wiele razy musiałam odpowiadać na to pytanie - pojawiało się na każdych warsztatach czy treningach. Zawsze mówiłam, że chciałabym być koniem, takim który pędzi w nieznane. Kojarzył mi się taki obrazek z poczuciem jakiejś totalnej wolności. Teraz wybrałabym chyba inaczej, bo nie czuję się jakoś szczególnie zniewolona. Ale jakie zwierze miałoby to być? Hmmm nie umiem teraz na to pytanie odpowiedzieć...

10. Jaka piosenka "chodzi za Tobą" przez ostatni czas?
Przez kilka dni nuciłam sobie pod nosem kołysankę "Z popielnika na Wojtusia", ale już mi przeszło. Chociaż kto wie, czy zaraz nie wróci, skoro sobie o tym przypomniałam. W jakiejś reklamie telewizyjnej usłyszałam też niedawno utwór "Personal Jezus" Depeche Mode - kiedyś słuchałam ich bardzo namiętnie, więc powróciły fajne wspomnienia. I gdzieś tam w głowie utkwiły mi te nutki :-)

11. Czy była w Twoim życiu osoba, która wpłynęła na Ciebie w znacznym stopniu?
Była taka jedna osoba. Sprawiła, że stałam się bardziej otwarta na świat. Mimo, że sama była (i raczej nadal jest) dosyć zamknięta. Była wtedy dla mnie przyjacielem, jednak czas trochę zweryfikował nasze relacje. Był to mężczyzna, więc wolę się więcej na ten temat nie rozpisywać. Było, minęło. Zostawiło po sobie gdzieś głęboko jakiś ślad. Jednak najważniejsze jest to co tu i teraz. Chociaż zapewne gdyby nie zawirowania w moim życiu kilka lat temu, nie byłabym teraz na takim etapie. I nie poznałabym człowieka, którego tak bardzo pokochałam.

Na razie nie nominuję nikogo, ponieważ totalnie się wypompowałam ;-) Jak wymyślę swoje pytania chętnie wytypuję kilka osób.
Czytaj dalej

Dieta dla mamusi

Zagłębiłam się dzisiaj trochę w temat karmienia piersią. Na szkole rodzenia mamy, co prawda, poruszyć tą kwestię, ja jednak cały czas mam obawy, że Mikuś pośpieszy się za bardzo i to spotkanie już nas ominie ;-) Wolę być więc przygotowana, a i będę wiedziała jakie pytania zadawać położnej jeśli Maluszek zdecyduje się poczekać do terminu.
Swoją drogą, ja z natury osoba raczej wycofana i nieśmiała, na spotkaniach w szkole staję się straszną gadułą - tak mnie nakręca atmosfera oddziału położniczego ;-)

Od początku ciąży starałam się odżywiać zdrowo. Unikać przetworzonej żywności i produktów niewskazanych w tym stanie. Zdarzały mi się jednak chwile słabości - jak miałam ochotę na Sprite to nie było opcji, żebym jej nie wypiła, kilka hamburgerów również zaliczyłam. Cierpiałam po tym zazwyczaj z powodu zaparć, ale wiadomo jak ciężko zapanować nad zachciankami. Mam nadzieję jednak, że te moje małe grzeszki nie szkodziły Maluszkowi. Nie można przecież popadać w totalną paranoję i wszystkiego sobie zabraniać.

Gdy będę karmić piersią (a mam nadzieję, że będę) takie grzeszki już nie powinny się pojawiać, bo ich efekt od razu będzie widoczny w samopoczuciu Mikusia. Postanowiłam więc bacznie przyjrzeć się zaleceniom dietetycznym dla kobiet karmiących. Przestudiowałam mnóstwo poradników i powiem Wam, że pojawia się w nich wiele sprzeczności. Np. w niektórych brokuły są traktowane jako warzywa jak najbardziej wartościowe, w innych jako bezwzględnie zakazane. Zgłupiałam więc i postanowiłam stworzyć własną listę, z zaleceń które pojawiały się najczęściej i wydały mi się najbardziej rozsądne. Po czasie można zacząć wprowadzać do diety nowe produkty. Musi się to jednak odbywać stopniowo i pojedynczo.


Podstawową zasadą jest obserwowanie dziecka i to ono powinno być wyznacznikiem tego co wolno a czego nie. Ale zanim nauczymy się odczytywać sygnały naszych Maluszków, taka lista może się okazać pomocna. Ja sobie ją przyczepię nawet na lodówkę - żeby również domownicy byli świadomi moich ograniczeń ;-)

Na dzisiaj zaplanowałam sobie wychodne ;-) Miały być małe zakupy i odwiedziny w pracy. Uznałam, że to odpowiedni dzień na mały spacerek, ponieważ pogoda się poprawiła. Wyszykowałam się i... zaczęło padać! Cały czas obserwuję niebo, może jednak uda się dzisiaj chociaż na chwilę wyrwać z tego "aresztu domowego"...
Brzusio rośnie <3

Czytaj dalej

"Ale dziś jesteś mały jak okruszek, który los rzucił nam..."

Dzisiaj z Mikusiem słuchamy kołysanek. Maluszek spokojnie sobie leży w brzuszku, a mamusia się uczy ;-) Uświadomiłam sobie bowiem, że oprócz "aaa kotki dwa" to za bardzo nie umiem żadnej.

Znalazłam świetną składankę - bardzo fajne utwory i wg mnie fenomenalne wykonanie. Przy okazji trochę się wzruszyłam (teraz naprawdę niewiele mi trzeba ;-) ) - pierwsza z listy, "Kołysanka dla okruszka" to chyba najpiękniejsza jaką dotąd słyszałam. Mam nadzieję, że Mikusiowi też się podoba, bo słucham ją już kolejny raz.
Na początku planowałam standardowo posłuchać sobie muzyki klasycznej, ale dzisiaj działała na mnie wyjątkowo drażniąco. Mały również nie słuchał tak spokojnie jak zawsze - widocznie udzielił mu się mój nastrój.

Miłego słuchania :-)


Czytaj dalej

O tym, czy rzeczywiście jest czego zazdrościć...

Codziennie rano, gdy Ukochany wychodzi do pracy, słyszę takie słowa: "Oj, jak ja bym chciał tak jak ty! Poleżeć sobie w łóżeczku. Masz za dobrze!" ;-) Myślę sobie wtedy: "Yhy, to dawaj - zamieniamy się! A ja później potrzymam Cię za rączkę na porodówce".

I tak oto dzisiaj spadł mi, jak z nieba, ten filmik. Jest on trochę przerażający i dla mnie, więc ciekawa jestem jak zareaguje przyszły tatuś... Może jutro rano pożegna mnie słowami: "Leż sobie kochanie, należy ci się!" :-)

Ja lubię się dobijać, ale jeśli ktoś jest bardzo wrażliwy na TYM punkcie i lubi sobie "wkręcać" to lepiej nie oglądać.

Kossakowski. Inicjacja - odc. 1, sezon 1

"Przemek Kossakowski to najprawdopodobniej jedyny facet w Polsce, który przeżył bóle zbliżone do tych, które przeżywają kobiety, wydając na świat dziecko. Eksperyment jakiego do tej pory w kraju nie było - godziny bólu, skurcze, łzy i wzruszenie. Jak Kossakowski odnajdzie się w tej sytuacji? Czy uda mu się przetrwać symulację porodu?"




Czytaj dalej

Pierwsze modowe dylematy...

Ufff spakowałam torby do szpitala. Moja już od kilka dni stoi gotowa. Dzisiaj wyprasowałam ostatnie ciuszki Maluszka, więc stwierdziłam, że i jego bagaż trzeba w końcu uszykować. No i zaczęły się schody. Położna ze szkoły rodzenia doradziła, żeby spakować swoje ubranka, bo szpital co prawda ma własne, ale pozostawiają one sporo do życzenia (nie tyle od strony higieny, co estetyki) ...

W szafce poukładałam sobie wszystko tematycznie: body do body, śpioszki do śpioszków itd. Wszystko pięknie się prezentuje, niczym na sklepowych półkach. Problem zaczyna się gdy trzeba je połączyć w komplety... Nie chodzi już o kolory, czy wzory bo wiadomo, że dla noworodka to wygoda jest najważniejsza a nie stylówka ;-) Najtrudniej jest mi stwierdzić, czy aby nie będzie za ciepło, a może za zimno... Do szpitala przygotowałam sześć zestawów - w trzech wariantach. Pierwszy: body, kaftanik i śpioszki. Drugi: body i pajacyk. Trzeci: body, kaftanik i półśpioszki. Obawiam się tylko, że jak tatuś dorwie się do torby w szpitalu to moje misternie ułożone komplety zamienią się w jeden wielki bałagan ;-) Problem mam jeszcze w co ubrać Mikusia na powrót do domu. Przygotowałam mu cieplejsze ubranka, czapeczkę, gruby pluszowy kombinezon i kocyk. Oby sroga zima nie przybyła na Podlasie zbyt szybko!

Na ostatnim spotkaniu w szkole rodzenia śmiałyśmy się, że kobiety przychodzą na oddział z wielkimi torbami podróżnymi na kółkach. Przestało mnie to śmieszyć gdy sama zobaczyłam, ile rzeczy jest potrzebnych. Na początku planowałam spakować się do mniejszej torby, ale gdy włożyłam paczkę podkładów (a one takie wieeeeelkie) to okazało się, że wiele już się nie zmieści ;-) Z większą torbą już się udało i teraz jestem gotowa (teoretycznie) na wielki alarm... Muszę tylko przeszkolić tatusia, gdzie co jest, w razie gdyby pobyt w szpitalu się przedłużył. 



Za dużo mam chyba czasu wolnego, że tak strasznie przejmuję się tą całą akcją "wielkie pakowanie". Później z braku siły i energii Miki pewnie będzie ubierany jak menel - ekskluzywny menel ;-)
Czytaj dalej

Co z tym tatą?

Ostatnio sporo miejsca na blogu poświęcałam sobie - swoim obawom, oczekiwaniom, radościom. Czas skupić się trochę na drugim elemencie tej całej układanki - na tatusiu.
Mój tata zawsze był przy mnie, a i owszem. Nie mogę jednak powiedzieć, że byłam córeczką tatusia. Ma on dosyć ciężki charakter i czułości nigdy nie były w jego stylu. Stosował raczej "zimny chów" oparty na dyscyplinie. Mimo to, zajmuje w moim sercu ważne miejsce. Może dlatego, że przejęłam po nim wiele cech i potrafię zrozumieć niektóre sytuacje.

Ale o kim innym chciałam... O ojcu mojego dziecka.

Pomysł, by może spróbować "tu i teraz" wypłynął od Niego. Ja zawsze pragnęłam dziecka, ale nie umiałam zadecydować, że to właśnie teraz zaczynamy się starać. Udało mu się wybrać moment idealny - jak widać. Według moich obliczeń to właśnie ta pierwsza próba okazała się udana :-) Informacja o dwóch kreseczkach wywołała w nim szok. Nie zareagował ani smutkiem ani radością. Chyba sam nie wiedział jak ma się zachować. Taką prawdziwą radość i troskę zauważyłam dopiero, gdy pojechał ze mną na USG prenatalne. Zobaczył wtedy swojego syna pierwszy raz i chyba był nawet lekko wzruszony. Zaczął się bardziej troszczyć o mnie - przekonał się, że to przecież nie żarty. Później w natłoku codziennych obowiązków i wymagającej pracy, zdarzało mu się zapominać, że to taki ważny czas. Moje zmienne nastroje dolewały też często oliwy do ognia. Oj nakłóciliśmy się za wsze czasy ;-) Mamy różne charaktery - ja muszę wszystko na już, on ma na zawsze czas. Stąd te wszystkie spięcia. Nie wiem do końca co w jego głowie teraz siedzi, bo nie jest typem osoby bardzo wylewnej. Widzę jednak, że zaczyna coraz bardziej przeżywać. Niedługo wejdzie przecież w nową rolę. I tak samo jak ja, ma sporo obaw. Bardzo mnie ciekawi jakim będzie tatą... I czy będziemy potrafili zgodnie współpracować na polu wychowania.

Zostało już coraz mniej czasu. Staram się więc wykorzystać go jak najlepiej. Często zagryzam wargi i nie zwracam uwagi na duperele, by nie prowokować kolejnych bezsensownych sprzeczek. Korzystam z tych ostatnich chwil, gdy jesteśmy tylko we dwójkę. Jestem świadoma, że po narodzinach większość mojej uwagi i miłości spłynie na Maluszka. Nie chciałabym jednak by On poczuł się w jakimś sensie odrzucony.

Zrobię wszystko by stworzyć rodzinę szczęśliwą i pełną miłości. Nawet jeśli początki będą nieudolne i trudne. Każdej nowej roli musimy się przecież nauczyć :-)



P.S. Poszalałam dzisiaj trochę na allegro. I przy okazji Ukochany dostanie super prezent na imieniny (żeby nie było - sam stwierdził, że nie chce nic dla siebie).

Czytaj dalej

Panic at the disco!

Kiedyś - jeden z moich ulubionych zespołów - takie młodzieńcze czasy. Obecnie - stan, który towarzyszy mi wyjątkowo mocno od jakiś dwóch dni. 

Jestem z natury osobą przejmującą się o wszystkich i o wszystko. Wpadam w przesadną panikę dość często. Najbardziej nie lubię na kogoś czekać. Szczególnie jeśli chodzi o bliskich. Gdy dłużej nie mogę się z kimś skontaktować, od razu zaczynam się zamartwiać. Kiedyś wyjechałam do kilka dni do rodziców i nie mogłam się skontaktować z Ukochanym przez długie godziny. W końcu się odezwał i powiedział mi, że jeśli nie odbiera to nie oznacza od razu, że wpadł pod tira. Pomyślałam sobie wtedy od razu "no jasne, ty byś miał w d... co się ze mną dzieje". A po chwili uświadomiłam sobie, że przecież On ma rację. Nie mogę kontrolować w taki sposób jego całego życia. Sama też nie chciałabym być trzymana na tak krótkiej smyczy. Przypominam sobie tą sytuacje zawsze, gdy znowu wpadam w panikę ;-) 

Teraz uzmysłowiłam sobie, że może jeszcze z tydzień, dwa i skończy się mój ciążowy spokój. Już teraz każdy ból, najmniejsze zakłucie w brzuchu stawia mnie w stan zaniepokojenia. Jeszcze nie dawno powtarzałam wszystkim na około, że nie boję się porodu. Na prawdę tak czułam i myślałam, że taki stan się utrzyma. Nie jestem raczej wrażliwa na ból, bo przeszłam w życiu sporo bolesnych chorób. I rzeczywiście bólu się nie boję, bo wiem, że minie a Nagroda jaka mi po nim zostanie, wszystko zrekompensuje. Nie wiem więc z czego, tak na dobrą sprawę, wynika mój lęk. 

Czy chodzi o zmiany jakie mnie czekają wraz z pojawieniem się tego Malutkiego Człowieczka? Nie! Potrzebuję ich, bo moje życie od jakiegoś czasu pozbawione było większego sensu.
Boję się, czy sobie poradzę z pielęgnacją Maluszka? Oczywiście, że tak. Nieznane zawsze powoduje niepokój. Wiem jednak, że z czasem nauczę się wszystkiego - głupia nie jestem.

Myślę jednak, że największy strach związany jest z moimi oczekiwaniami. O dziecku marzyłam od dawna i nie wyobrażałam sobie mojego dorosłego życia bez prawdziwej rodziny. Największe pragnienie pojawiło się jednak ponad rok temu, kiedy dowiedziałam się, że moje zdrowotne problemy mogą uniemożliwić zajście w ciąże. Cóż za ironia losu, prawda? Widok kobiet w ciąży i małych dzieci doprowadzał mnie do ogromnego smutku, czasami i do łez. Nie wahałam się skorzystać z pomocy specjalisty w prywatnej klinice. Wiedziałam, że wiąże się to ze sporymi kosztami - wyjazdy, badania, ewentualne leczenie. Zaryzykowałam jednak i jak widać się opłacało! Po kilku miesiącach przyjmowania leku na regulację cyklu (obyło się nawet bez hormonów) na teście pojawiły się dwie kreseczki. Przez cały czas leczenia a teraz również w ciąży, zastanawiałam się jaką będę matką. Teraz będę miała okazję się tego przekonać. 

Więc to chyba stąd ten lęk, że zawiodę się na swoich wyobrażeniach i jednocześnie na sobie...

A w środku mojego wielgachnego brzuszka albo sportowiec albo tancerz - wieczorami urządza sobie takie dyskoteki, że tytuł posta pasuje podwójnie ;-)


Czytaj dalej

Skąd się bierze ta głupota?

Od jakiegoś czasu programy śniadaniowe działają mi na nerwy, więc staram się ich unikać. Dzisiaj jednak usłyszałam z kuchni, że w DDTVN zaczynają temat związany z ciążą. Podeszłam więc do TV. Według "jakiś tam" badań wynika, że aż 10% (!) kobiet w ciąży spożywa alkohol. Część z nich uważa również, że większe ilości wypijanego alkoholu są nieszkodliwe. Cholera mnie bierze, jak słyszę takie rzeczy. Ja, gdy dowiedziałam się o ciąży, odstawiłam od razu wszelkie używki. Ani razu nie skusiłam się nawet na kawę. Unikam też coli - chociaż zdarzyło mi się wypić kilka łyczków (nie dajmy się zwariować). Rozmawiałam nawet niedawno o tym z położną, która stwierdziła, że wypicie jednej lekkiej kawki z rana nie doprowadzi do żadnej tragedii. Wręcz przeciwnie - uspokoi przyszłą mamę, która bez porannej małej dawki kofeiny chodziłaby jak bomba, która za chwile ma wybuchnąć. Ale ALKOHOL? No litości!!!
Spodobało mi się zdanie, że alkohol rzeczywiście kobiecie w ciąży nie zrobi żadnej krzywdy. Kobiecie nie, ale jej dziecku ogromną!

Pamiętam dwie takie sytuacje, które po prostu wbiły mnie w ziemię. Pierwsza, gdy powiadomiliśmy teściów o wnuku. Teściowa (nie wiem, czy z radości czy ze zdenerwowania) zaproponowała, żeby z tej okazji wypić naleweczkę. No i super! Niech świętują. Ale chwila chwila, ja patrzę a ona nalewa i mi. Pierwsza moja myśl "ona chyba nie zrozumiała co jej właśnie powiedzieliśmy"! Mówię więc od razu, że ja przecież nie mogę. No i szok - "E tam Paula, ja jak byłam w ciąży z Łukaszem to czasami naleweczkę wypiłam dla zdrowia". Oczywiście nie dałam się namówić.
Druga sytuacja - wizyta u chrzestnych. Moja chrzestna - kobieta, która na wszystko ma radę - stwierdziła, że jeśli miewam problemy z układem moczowym, to koniecznie muszę pić piwo. Jedna szklaneczka dziennie, powinna pomóc. "A i będziesz spokojniejsza, bo nerwy to źle wpływają na dziecko" ... Chyba nie muszę tego komentować!?

Podziwiam odwagę (a raczej głupotę) kobiet, które tak wiele ryzykują by sprawić sobie chwilę przyjemności. Tak samo działa na mnie widok ciężarnej z papierosem. Ale nie chcę się już rozwodzić dłużej na ten temat, bo po co szarpać sobie nerwy...


Wczoraj zaczęliśmy remont pokoju, więc na brak atrakcji i skrajnych emocji nie narzekam. Wielkich rewolucji nie robimy, więc do piątku wszystko powinno być gotowe. Do tego czasu powinna też dojść przesyłka z łóżeczkiem. Jak już sobie wszystko poukładam, będę mogła tylko leżeć i czekać :)
Jestem już w 34 tc. więc tak na dobrą sprawię została TYLKO CHWILA! Aaaaaaaaa :)
Czytaj dalej

Próba generalna...

... przed Najszczęśliwszym Dniem, który już za kilka tygodni. Taka w sumie mała zmiana w Naszym wspólnym życiu, ale jednak dla mnie ogromne szczęście!


Kocham tak samo mocno jak wcześniej, jednak w sercu zagościł większy spokój.
Pisałam niedawno o marzeniach. Mogę kolejne odhaczyć na swojej liście :-)

Miłego dnia :-)
Czytaj dalej

Co z tym czasem ?!

Mam wrażenie, że ostatnio stanął w miejscu. Pierwsza połowa ciąży minęła szybko jak błyskawica. Trzeci trymestr ciągnie się strasznie. Zostało około 7 tygodni - niby już nie dużo, ale dla mnie to jak wieczność. Problemy z układem moczowym mam nadzieję, że już rozwiązane. Antybiotyk na szczęście uchronił mnie przed szpitalem. Pojawiają się jednak inne ciążowe dolegliwości. Przede wszystkim ze strony pokarmowej. Zgaga co prawda pojawia się już rzadko, natomiast zaparcia są już jakby wpisane w codzienne życie. Utrudnia mi to trochę życie - nie ma opcji, żebym wyszła po posiłku na zakupy czy spacer. Po chwili zaczynam czuć ucisk w jelitach i muszę wracać. Skazana więc jestem na spacery po domu i "słodkie" leniuchowanie. Miewam przez to trudniejsze dni. Czuję się wyizolowana towarzysko a taki stan czasami potrafi nieźle namieszać w głowie.

Co jeszcze działo się w ostatnim czasie?
Zaliczyłam pierwszą wizytę w Szkole Rodzenia. Było bardzo sympatycznie, jednak wyobrażałam sobie to trochę inaczej. Na kolejną idę w piątek. Są to raczej takie swobodne rozmowy z położną, bez wyraźnego planu na każde spotkanie. Spowodowane jest to małym zainteresowaniem ze strony ciężarnych. Ostatnio byłyśmy tylko dwie, teraz ma być nas ponoć trzy. Myślę sobie, że to może i lepiej. Takie luźniejsze rozmowy mogą chyba więcej nauczyć niż postępowanie wg założonego planu.
Na ostatniej wizycie w poradni okazało się, że Maluszek waży już prawie 1900 g. Ułożony jest główką do dołu. I sobie czeka. Nie powiem, że spokojnie - bo momentami daje mi nieźle popalić ;-) Między nóżkami również wyraźnie widać, to co powinno być widać ;-) Jak to powiedział lekarz "duże prawie jak głowa" :-p Będzie chłop jak dąb! Ja również prawidłowo przybieram na wadze, czego jednak po mnie nie widać. Nóżki mam jak sarenka. Jestem sporo szczuplejsza niż przed ciążą. Odżywiam się normalnie, niczego sobie w sumie nie żałuję. Widocznie Mikuś wszystko ze mnie wysysa ;-)


A tak odnośnie czasu... Patrząc z innej perspektywy, pędzi on jak szalony. Dzisiaj mamy z Ukochanym szóstą (!) rocznicę od naszego pierwszego spotkania. Odpuściliśmy sobie w tym roku akcje typu romantyczne restauracje. A jako że moim naturalnym środowiskiem jest obecnie łóżko, spędzimy ten wieczór w piżamkach przed telewizorem :-)
Czytaj dalej