Nie żałuję niczego...

Jest kilka rzeczy, których o mnie nie wiecie... czyli krótkie podsumowanie tego, kim byłam zanim stałam się matką, żoną i kochanką (swojego męża oczywiście).

Dzieciństwo - urodziłam się jako pierwsza. Później do naszej rodziny dołączyli jeszcze brat i siostra. Kiedyś (mając już rodzeństwo:-p) marzyłam by być jedynaczką. Z perspektywy czasu jednak jestem rodzicom wdzięczna za tych dwóch upierdliwców ;-) Wychowywaliśmy się w domu, na obrzeżach średniej wielkości miasta. Miałam jedną najlepszą przyjaciółkę i mnóstwo znajomych. Byłam raczej spokojna i dobrze się uczyłam. Ze szkoły przynosiłam same piątki i szóstki... do czasu. Zmieniło się to gdy poszłam do liceum.
Ta najmniejsza latorośl, to moja siostra - strzelała zawsze niezłe fochy. Gdy patrzę na pierwsze zdjęcie jakbym widziała Mikołaja. Coś jest w stwierdzeniu, że dzieci upodabniają się do chrzestnych ;-)

Dorastanie - czasy licealne były dziwne. Średnio wspominam ten okres. Opuściłam się w nauce. Nie było to wynikiem jakiegoś większego buntu. Po prostu przestało mi zależeć. Specjalnie nie odnalazłam się w gronie klasowym i być może dlatego do szkoły chodziłam z przymusu i niejednokrotnie w kratkę ;-) Mature zdałam, ale byle jak. Na studia też się dostałam, ale wymarzony nie był ani kierunek ani uczelnia, miasto tym bardziej. Zanim jednak wyfrunełam z gniazda, podjęłam swoją pierwszą pracę - trzy miesiące byłam panią sklepową :-) Ale jakoś nie potrafiłam czerpać przyjemności ze sprzedawania, w sumie dziadoskich, ubrań, ręczników czy zabawek. Z resztą większość moich kiedyśnych (lubię to słowo) aktywności zarobkowych związanych było z handlem i nigdy nie potrafiłam się w to specjalnie wkręcić.

Studiowanie - czyli fachowo okres wczesnej dorosłości (pisałam o tym prace dyplomowe, to troche się znam ;-) ). Jeden z fajniejszych okresów w życiu. Kierunek okazał się całkiem ok, odnalazłam się w tych wszystkich pedagogicznych teoriach, a i praktyka szła mi całkiem całkiem (czego efektem jest zapewne obecna praca w zawodzie). Poznałam wielu fajnych ludzi, a wśród nich nawet przyjaciół. Nie wszystkie znajomości przetrwały próbę czasu ale i tak wspominam je miło. No i najważniejsze - poznałam swojego męża. I wtedy miasto, które nigdy za bardzo mi się nie podobało (a mowa tu o Bydgoszczy zwanej również Brzydgoszczą), nagle wyładniało. Wiele miejsc łączy się z jakimiś wspomnieniami i nawet teraz uśmiecham się, gdy sobie o nich myślę. I mimo, że obecnie mieszkamy hen hen daleko to miasto to ma dla mnie duże znaczenie. 

A po studiach - w planach było mieszkanie dalej w Bydgoszczy, ale jako że plany jak to plany, lubią się sypać... wylądowaliśmy na dzikim wschodzie ;-) O tym już kiedyś pisałam, więc nie będę się powtarzać.

Zanim więc stałam się tym, kim jestem i zanim wylądowałam w tym miejscu, w którym jestem, przebyłam kawał drogi. Ze wszystkich doświadczeń staram się wyciągać jakąś naukę, więc NIE ŻAŁUJĘ NICZEGO.


Mimo że nie mieszkam w ukochanym kiedyś przeze mnie Poznaniu, nie pracuję w branży związanej z medycyną, a w domu nie czeka na mnie wysoki blondyn ;-) ;-) ;-)
Czytaj dalej

Wróćmy na moment...

... do dnia 10 września.

Nasz ślub. Wyczekiwany przeze mnie od dawna. Planowany najpierw w głowie, później realnie. Nie wszystko udało się tak, jak sobie w tej swojej główce ułożyłam. Ale to tylko drobnostki. Nawet nie umiem sobie teraz przypomnieć, co było nie tak.


Było pięknie. Stresu większego nie czuliśmy oboje. Wzruszenie przy wchodzeniu do kościoła udało mi się opanować i praca makeup'istki nie poszła na marne ;-) Nie marzyłam nigdy o byciu księżniczką, ale przez chwilę się nią czułam - i pomimo swoich prawie trzydziestu lat, było mi z tym całkiem dobrze ;-) 
Wesele było dla nas najlepszym spośród wszystkich dotychczasowych - i tak powinno być. Goście również byli zadowoleni. A i Miki także elegancko wytrzymał rozłąkę z mamą. Same plusy. Mimo, że MĄŻ (!!!) zapraszał za rok na powtórkę, to aż szkoda, że było i minęło.


Nie żałuję, że poczekaliśmy ze ślubem do tego czasu. W ciąży nie przeżyłabym tego dnia tak jak teraz. A czekanie aż Miki będzie starszy też, jak widać, mijało się z celem.

Kolejny raz udowodniłam, przede wszystkim sobie, że przygotowanie nawet tak ważnego wydarzenia jest możliwe z dzieckiem na ramieniu :-)


Wrzucam kilka zdjęć pozbieranych po rodzinie i czekam niecierpliwie na te od fotografa. Znając moje uwielbienie do umieszczania zdjęć, napewno i nimi się pochwalę ;-)
Czytaj dalej

Miki, uśmiech!

Mikołaj do perfekcji opanował pozowanie do zdjęć, więc dzisiaj kilka kadrów z ostatnich dni. Nie mogę się też doczekać zdjęć z sesji ślubnej, na której Miki również był gwiazdą ;-)

Swoją drogą wybranie września na miesiąc, w którym odbył się nasz ślub, a co za tym idzie również nasze mini wczasy, okazało się strzałem w dziesiątkę!



Teraz leniuchujemy sobie u dziadków, tata odbiera nas za dwa tygodnie. Przed nami czas wzmożonej uwagii, bo Miki zaczął się wyrywać do wstawania - oczami wyobraźni już widzę te siniaki, bo chcąc nie chcąc i tak tego szaleńca nie upilnuję ;-)

Czytaj dalej

Chwilo trwaj

Tak jest! Miesiące przygotowań i stresów zakończyły się uroczystym "I DO!". Ale o tym w szczegółach następnym razem - wspomnę tylko krótko, że wszystko się udało a nawet przerosło nasze oczekiwania ;-) 
Mąż i żona

Teraz wygrzewamy sobie dupki nad polskim morzem. Pogodę mamy fantastyczną, chociaż w powietrzu czuć już jesień.  CHWILO TRWAJ, jesteś taka piękna!!!




Czytaj dalej