Kocia łapa

Znamy się już prawie 7 lat. Od 6 mieszkamy razem. Ile można żyć na "kocią łapę"?! Zaczynamy zatem ostre przygotowania do... ślubu. Piszę "zaczynamy" chociaż wiadomo, że to na głowę kobiety spada najwięcej. Jest to kolejna stresogenna sytuacja dla mnie, więc będę tu co jakiś czas przelewać swoje żale i zdawać relację z postępu prac ;-)


Na dzień dzisiejszy sprawa wygląda tak... Jest termin, jest sala i jest umówiony kościół. I to by było na tyle. Tzn jest jeszcze całe mnóstwo pomysłów w głowie, trzeba je tylko jakoś uporządkować. 

W najbliższym czasie musimy załatwić fotografa i obawiam się, że będziemy mieli problem. Trochę późno się ze wszystkim obudziliśmy.

Problem będzie też z zaproszeniami. Jest po prostu za duży wybór. Aktualnie mam wybrane kolejne "idealne". Podejżewam, że do podjęcia ostatecznej decyzji znajdę jeszcze kilka innych "najpiękniejszych"...

Motyw kolorystyczny mam już wybrany i mimo, że ponoć to symbol śmierci, królować będą wrzosy i kolor fioletowy. Mam nadzieję, że wszystko stworzy wspólną całość z moją sukienką, którą na razie też mam tylko w głowie aaaaaa ;-)

Nigdy nie marzyłam o hucznym weselu i sukni księżniczki. Takie klimaty mnie stresują i sprawiają, że czuję się nieswojo. Zajrzałam już do jednego salonu z sukniami ślubnymi i przyznam się, że na sam widok tego ogromu tiulu i koronek, zrobiło mi się niedobrze... Szukam, więc sukienki idealnej, zaprojektowanej w mojej wyobraźni i mam nadzieję, że ją znajdę na jakiejś promocji ;-)

Mimo, że nigdy nie widziałam siebie w roli panny młodej, coraz bardziej zaczyna mi się wszystko podobać. Przygotowania, mimo że stresujące, niosą ze sobą adrenalinę, która motywuje do twórczej pracy. Tego mi chyba teraz trzeba. By nie wpaść w sidła roli "tylko matki".
Czytaj dalej

Wygoniliśmy diabełka

W niedzielę odbył się Chrzest Święty Mikołaja. Kosztowało mnie to sporo nerwów - zarówno przed jak i w trakcie (swego rodzaju napięcie trzyma mnie do dziś). Chciałam żeby wszystko wyszło idealnie. Począwszy od Mszy, na dekoracji stołu skończywszy. Ale jak to bywa z planami, często lubią się rypnąć...


Większość Mszy Mikołaj przespał na rękach taty lub moich. Obudził się na chwilę ale spokojnie obserwował co się dzieje. Senna kościelna atmosfera po kilku minutach uśpiła go na nowo. Obyło się bez płaczu a tego bałam się najbardziej. Mój syn zachował się naprawdę elegancko i jestem dumna. 


Tak samo było w domu, nie mogę wymyśleć ani jednego powodu by trochę ponarzekać. Zjechało się sporo gości, ale Mikiemu to nie przeszkadzało - wręcz przeciwnie, potrafił zasnąć w hałasie i spać jak suseł. A w chwilach aktywności z wielką radością przechodził "z rąk do rąk".


Przyjęcie postanowiliśmy zorganizować w domu, czego trochę żałuję. Wybranie takiej opcji wydawało się mieć sporo plusów, jednak drugi raz wybrałabym inaczej. Ale cóż, co się stało to się nieodstanie. Miałam jednak okazję pobawić się w dekoratora i bardzo spodobała mi się ta rola. 


Weekend totalnie wybił mnie z wcześniejszych torów. Znowu przyzwyczaiłam się do towarzystwa, do gwaru i do szybszego tempa. I znowu zwyczajnie mi tego brakuje. Szczególnie, że za oknem cały dzień pada deszcz i jesteśmy zmuszeni siedzieć w czterech ścianach. Działa to na mnie trochę depresyjnie, więc czekam na prawdziwą wiosnę z wielkim utęsknieniem.

I taka moja konkluzja na koniec. W niecodziennych sytuacjach, takich jak ten nasz świąteczny weekend, łatwo można poznać kto przyjaciel a kto wróg... Niestety!

A mój mały model tak w ostatnich dniach pozował tatusiowi. Jak tak na niego teraz patrzę, to stwierdzam, że niezły już chłop z tego mojego maluszka :-) 


Czytaj dalej

Wiosna za oknem i nie tylko

Ostatnio trochę mniej intensywnie zajmuję się blogiem. Powodów jest kilka.


Coraz ładniejsza pogoda na dworzu wyciąga nas na spacerki już nie raz, a dwa razy dziennie. Dodatkowo zaczął się sezon wiosennych porządków - a jako, że za kilka dni Chrzest Mikusia, to są one dosyć intensywne (w ratach co prawda, bo Miki lubi się przyglądać ale niezbyt długo). I powód trzeci, najważniejszy, Małyszek tak szybko się teraz rozwija, że nie chcę stracić niepotrzebnie ani jednej chwili. Nie jest już tak absorbujący jak niedawno (skok chyba minął) ale cały czas najlepiej mu w towarzystwie.


Miki najchętniej całymi dniami leżałby sobie na macie, pod warunkiem, że ja klęczałabym nad nim i wygłupiała się godzinami. Lubię to, więc czasami tak robię. Coraz chętniej łapie zabawki, jednak każdą po kolei (bez wyjątku) od razu pakuje do buzi. Żeby zwrócić na siebie uwagę potrafi też czasami wyrzucić grzechotkę z impetem na podłogę - już przecież całe 3 minuty nie ma mnie obok. Lubi nasze wygłupy na łóżku i często śmieje się w głos. 
Zmianą w stosunku do ostatnich tygodni jest to, że Mały potrafi dłużej poleżeć sam. Naszym codziennym rytuałem stało się odkładanie rano do łóżeczka - Miki słucha sobie wtedy pozytywki, bawi grzechotkami i robi fikołki po całym materacu. A ja w tym czasie się spokojnie ubieram, robię śniadanie i ogarniam pokój po nocy.

Żeby nie zapeszyć - jest coraz weselszym maluchem i rzadziej płacze...

Aaaa i jeszcze coś. 
W niedziele podczas obiadu Miki siedział sobie w leżaczku, wszyscy byli odwróceni do niego plecami i w pewnym momencie krzyknął... MA - MOOOOOO !!! Wiem, że tak mu tylko pewnie wyszło przypadkowo, ale dwóch świadków mam, więc liczy się, że mamooo było pierwsze :-)

I na zakończenie jeszcze kilka zdjęć.


Czytaj dalej

Wally zwiedza świat

Mając rodziców, których ciągle gdzieś nosi, Miki był skazany na wędrowniczy los. Ja nie lubię siedzieć w miejscu, najchętniej każdy weekend spędzałabym poza domem. Nawet będąc w ciąży nie oszczędzałam się za bardzo z podróżami. Bałam się, że dziecko uziemni nas na tyle, że zapuścimy w domu korzenie. A tymczasem Miki trochę pozwiedzał już świat, znaczy się przede wszystkim okolicę ;-)

Na spacer wychodzimy codziennie, chyba że pada mocny deszcz i wiatr urywa głowy. Teraz, gdy pogoda robi się coraz bardziej wiosenna, chodzimy nawet dwa razy. W naszym małym miasteczku obeszliśmy już chyba wszystkie kąty. Tak więc w weekendy często wyjeżdżamy do pobliskiej Łomży, żeby trochę zmienić otoczenie. Miki jest już stałym bywalcem galerii handlowej, czuje się w niej znakomicie - śpi jak suseł. Zaliczył już kilka parkingowych karmień (na razie do publicznego karmienia jakoś nie mogę się przemóc, z resztą nie było jeszcze takiej wyraźnej potrzeby).

No i podróż, jak narazie, najważniejsza - na święta do dziadków. 400 km... Przerażało mnie całe to przedsięwzięcie. Już samo pakowanie było straszne. Do samochodu zmieściliśmy się na styk. Na początku chciałam zrezygnować z gondoli, dobrze jednak że ją wziełam. Spacerowaliśmy sporo więc w foteliku byłoby nie wygodnie na dłuższą metę. Zatrzymaliśmy się dwa razy na karmienie i zmianę pampersa. Na tych stacjach, na których byliśmy przewijaki były w toalecie. Miki nie sprawiał żadnych problemów. Większość czasu spał. Zabraliśmy ze sobą całą torbę zabawek, ale pobawił się nimi tylko chwilę. 

Droga powrotna była trudniejsza. Jechaliśmy inną drogą by wstąpić do cioci i wujka z zaproszeniem na chrzest. Przy okazji zrobiliśmy zakupy w ikei i zjedliśmy obiad. Do tego momentu Miki był spokojny. Później zaczęły się schody... Co chwilę chciał jeść/pić (było wręcz upalnie). Zasypiał na pół godzinki i budził się z płaczem. Musieliśmy się często zatrzymywać. W toalecie na stacji benzynowej (jakiejś prywatnej) nie było przewijaka więc musieliśmy skorzystać z podłogi. Dobrze, że miałam ze sobą miękką kołderkę. Do domu wróciliśmy po 20, więc było już ciemno. Nawet się nie rozpakowaliśmy. Wszyscy byliśmy tak umęczeni, że od razu poszliśmy spać.


Mimo, że droga powrotna nie należała do przyjemnych dla nikogo, nadal uważam, że Miki to dziecko stworzone do podróży. A ja nie zamierzam rezygnować ze swojego "loterskiego" życia ( teść mówi, że ja to taki loter jestem, tylko latam i latam).
Czytaj dalej

Abecadło z pieca spadło

Jakbym miała określić Mikołaja jednym słowem, miałabym nie lada problem. Nawet w trzech słowach by się nie udało.
Stworzyłam więc taki nasz alfabet. Nie wyczerpuje on tematu do końca, ponieważ o synku mogę mówić i mówić. I wcale nie będę słodzić, będzie sama prawda.


A jak AZS - Atopowe zapalenie skóry to straszna cholera, leczyć można tylko objawy a i to u nas wygląda mizernie. Jesteśmy na etapie szukania najbardziej odpowiednich kosmetyków do pielęgnacji. Ciężko też znaleźć winowajcę alergii, Miki wysypany jest praktycznie cały czas. Obserwacja przy wprowadzaniu nowych pokarmów jest więc bardzo trudna. A coś jeść trzeba.
B jak BLONDYN - włosków nie ma zbyt dużo, jednak są zdecydowanie za mamą - jaśniutkie. Może jeszcze się to zmieni.
C jak CIEKAWY - od samego początku Miki miał szeroko otwarte oczy. Teraz nabiera to dodatkowego znaczenia. Interesuje go wszystko naokoło. Obserwuje mnie gdy prasuję jego ubranka, czy gdy sprzątam w pokoju. Z zaciekawieniem przyglądał się nawet jak tata składał szafkę pod telewizor. Jedyną akceptowalną pozycją do noszenia jest trzymanie w pionie (chociaż zabronione przez rehabilitantkę) lub w pozycji przodem do kierunku chodzenia. Żadne leżenie na rączkach nie wchodzi w grę, bo tak bardzo mało widać.
D jak DROBNY - przy wzroście 65 cm Miki waży około 6kg. Ma szczupły brzuszek i chude nóżki. Jego przyrosty wagowe nie są zbyt duże, jednak nie są powodem do zmartwień. Tak przynajmniej zapewniała mnie lekarka. Widocznie swoją posturę zawdzięcza mamie, wysokiej i szczupłej - a przynajmniej tak było w dzieciństwie ;-)
E jak ENERGICZNY - odkąd Miki nauczył się siadać, świat podoba mu się tylko z tej perspektywy. Gdy leży na brzuszku, przekręca się na boki i szuka tylko możliwości by się podciągnąć. Przy przebieraniu kręci się i przesuwa - wygląda to jakby tańczył twista ;-)
F jak FANTASTYCZNY - Mikołaj jest cudowny. Jednocześnie łapię się czasem na tym, że niedowierzam że tu jest. Przez długi czas byłam przecież przekonana, że nie będę mieć dzieci. Jest więc wyjęty jakby z książki fantasy - taki wymarzony i realny choć nieprawdopodobny.
G jak GŁODNY - mam wrażenie, że Miki głodny jest niemal cały czas. Karmimy się często, bardzo często. W większości przypadków nie chodzi jednak zapewne o głód a bardziej o potrzebę przytulenia.
H jak HIGH NEED BABY - wiele cech i zachowań Mikiego pasuje idealnie do profilu dziecka o wyjątkowych potrzebach. Nie uważam, że Miki jest gorszy od innych dzieci bo więcej płacze czy gorzej śpi, nie chodzi o stygmatyzowanie. Klasyfikowanie go do takiej grupy daje mi po prostu poczucie, że nie jestem w tym odosobniona.
I jak INNY - w pozytywnym sensie. Wychowanie wymagającego dziecka stawia przede mną sporo wyzwań, niektóre mnie przerażają. Myślę sobie jednak, że ma to wiele plusów. Moje życie się przewartościowało. Miki domaga się ciągle mojej uwagii. Dięki temu zamiast zajmować się sprzątaniem domu, spędzam czas z nim na zabawie. Nie martwię się już, że obiad nie zrobiony, albo okna brudne. Priorytety są inne.
J jak JEDYNY - i nie chodzi tylko o to, że dla mnie jest jedyny i niepowtarzalny, najważniejszy. Jest jedynym tak małym dzieckiem w najbliższej rodzinie. Przeciera szlaki. I oby jak najszybciej przybyło mu trochę kuzynostwa.
K jak KARMIENIE PIERSIĄ - pomimo prób Miki nie bardzo potrafi nauczyć się picia z butelki. Nie chodzi już nawet o dokarmianie, bo z tego już zrezygnowałam. Ale nawet herbatka nie wchodzi w grę. Żadnych gumowych cycusiów! Koniec! Basta!
L jak LEKARZ - całe swoje życie starałam się unikać lekarzy, chodziłam w ostateczności. Nie licząc dzieciństwa, bo byłam dosyć chorowitym dzieckiem. Miki też zaczyna dosyć intensywnie - konsultacji z różnymi specjalistami mieliśmy już całkiem sporo. Całe szczęście, że tak dzielnie je wszystkiePppppp znosił.
Ł jak ŁUKASZ - mówią, że bardziej podobny do taty. Niech będzie, w końcu sama go wybrałam, to musi być niczego sobie ;-)
M jak MUZYKALNY - ciężko stwierdzić czy ma słuch muzyczny, jednak muzyka go bardzo interesuje. Miki lubi zabawki z melodyjkami. Cieszy się też gdy śpiewam mu piosenki. Mój repertuar ciągle się zwiększa. Ostatnio najżywiej reaguje na Kaczkę Dziwaczkę :-)
N jak NUDA - to słowo dla Mikiego nie istnieje. Ciągle musi się coś dziać. Najlepiej gdyby coś grało, ruszało się i jeszcze dawało buziaki. Cisza i spokój działają na niego raczej źle. Przynajmniej w chwilach aktywności. Do zasypiania najlepsza jest grobowa cisza.
O jak OLO - w tutejszej mowie to to samo co DADA, czyli spacer. Miki jest wyjątkowo spacerowym dzieckiem. Żadko płacze, najczęściej zasypia po chwili. 
P jak PŁACZLIWY - oj tak, Miki lubi sobie popłakać. Lubi oczywiśącie w przenośni. Jego płacz wynika z tego, że najchętniej chciałby żeby ciągle ktoś przy nim był. Gdy zaczyna się nudzić to marudzi, po czym zaczyna płakać. 
R jak ROZMOWNY - najbardziej rano, tuż po przebudzeniu. Gadamy wtedy sobie na całego. Gdy zaczyna marudzić, że za długo został sam, potrafi też użyć swojego głośnego "ejjjjj" ;-) 
S jak SYNUŚ MAMUSI - Miki nie wytrzyma beze mnie zbyt długo. Nic dziwnego, przyzwyczaił się, że na każde jego zawołanie przychodzę ja, nikt inny. W zeszłym tygodniu został w domu z ciocią, podczas gdy ja byłam u fryzjera. Wytrzymał? Owszem, ale co się go ciotka nanosiła...
T jak TOWARZYSKI - nie ważne czy to ktoś znajomy czy nie, Miki potrafi nawiązać kontakt z każdym. Nawet w przychodni uśmiecha się do pielęgniarek. Nic dziwnego, że tak go ciągnie do ludzi, bo większość czasu spędzamy we dwoje.
U jak UCZULENIE - niestety alergia spędza nam trochę sen z powiek. Mogliśmy się jej w sumie spodziewać, patrząc na rodzinne obciążenia. Walczymy jednak i mamy nadzieję, że w miarę upływu czasu będzie doskwierać coraz mniej.
W jak WESOŁY - gdy coś Mikołaja zainteresuje, potrafi uśmiechać się od ucha do ucha. Wydaje z siebie też słodkie hehehe :-) Szczególnie gdy coś widzi, robi po raz pierwszy (tak jak podczas pierwszego spaceru z opuszczoną budką - uwiecznione na zdjęciu). Mimo cierpienia związanego z okropną alergią, Miki potrafi zachować pogodę ducha - takie momenty to miód na moje serce 
Z jak ZASYPIANIE - w 99% odbywa się przy karmieniu, postałe 1% na rękach. Nie wliczam w to, wspomnianych już spacerów. Wszelkie sposoby odkładania Mikiego po karmieniu do łóżeczka, kończą się totalną klęską. Udało się tylko kilka razy. Było to jeszcze za czasów owijania otulaczem. Zrezygnowaliśmy już jednak z tego, bo Miki jest już za duży i za silny na takie metody. W usypianiu pomaga nam natomiast jeszcze Szumiś - to jedyny sposób by oddalić się na chwilę. W przeciwnym razie najmniejszy szmer powoduje natychmiastowe wybudzenie.
Czytaj dalej

Canpol Babies - zabawki "Kolorowy ocean"

W ramach akcji testowania produktów firmy Canpol Babies, dostaliśmy możliwość zaprzyjaźnienia się z zestawem zabawek "Kolorowy ocean". A w zestawie: pluszowa karuzela, pluszowa spirala edukacyjna do łóżeczka oraz pluszowa zabawka do wózka/ łóżeczka.


Źródło: canpolbabies.com

A więc jakie wrażenia?

Z początku Miki był średnio zainteresowany nowymi gadżetami. Ale On już tak ma. Po kilku dniach oswajania zaczęły mu się podobać. Ba! One mu nawet smakują ;-)
A tak poważnie. Kolory są wyraziste przez co zabawki zwracają na siebie uwagę. Szeleszczące elementy dodatkowo zachęcają do interakcji. Takie jest moje ogólne wrażenie - pozytywne bardzo. Jednak są malutkie minusiki. A jakie? No to może po kolei...

Karuzela
Jej największym plusem jest łatwo składany pałąk - jednym ruchem dłoni można przenieść zabawkę w inne miejsce. Dla nas przydatne jest również to iż pluszowa część jest ruchoma - możemy ją więc wyjmować i zawieszać np. przy macie edukacyjnej. Niestety melodyjka jest standardowa, a więc mamy już chyba 5. zabawkę z tą samą muzyczką - to jest ten minusik. Szkoda również że pałąķ jest dosyć krótki i zawieszony na bocznych szczeblach nie wisi na środku łóżeczka - w ofercie jest też karuzela z dłuższym pałąkiem, więc do tego się przyczepiam tylko troszeczkę ;-)

Spirala
Świetna sprawa! Na początku wisiała w łóżeczku, ale jak już wspominałam wiele razy - Miki nie jest w nim częstym gościem. Spirala wylądowała więc przy foteliku. Uratowała nam już życie nie raz. Jeden z wiszących pluszaków po naduszeniu gra muzyczkę i mruga na czerwono. Ma też wspomniane szeleszczące wstawki, więc w podróży można czymś zająć malucha.

Zabawka
Na razie wisi w łóżeczku. Podejrzewam, że znajdzie swoje docelowe miejsce już niedługo - gdy przesiądziemy się w spacerówkę. Trochę rozweseli naszą szarą strzałę ;-)

Podsumowując, zestaw jest bardzo ciekawym pomysłem np. na prezent. Z serii "Kolorowy ocean" dostępne są również inne gadżety tj. zabawki do kąpieli czy grzechotki. Gdybyśmy nie mieli już maty edukacyjnej, chętnie dokupiłabym również do kompletu :-)

Zachęcam też to brania udziału w testowaniu - nam się udało dosyć szybko. I liczymy po cichu na więcej :-)
Czytaj dalej

Mój duży chłopak

Jesteśmy cały czas u moich rodziców. Postanowiłam sobie, że ten czas wykorzystam maksymalnie, wycisnę jak cytrynę do ostatniej kropli. Nie miałam też nic pisać. Jednak Miki wpadł niedawno w sidła Morfeusza. Mam więc chwilę by napisać Wam, jaki jest mój 4-miesięczny (!) synuś.

Tak, to właśnie dziś mijają 4 miesiące odkąd jesteśmy razem po drugiej stronie brzuszka. Czas płynie jak szalony. Jeszcze niedawno chciałam żeby minęły pierwsze trzy (ponoć najgorsze) miesiące. A tu minął już kolejny...

W ostatnim miesiącu wiele się działo. Przeżyliśmy pierwszą chorobę i pierwsze zastrzyki - pewnie nie ostatnie, ale oby było ich jak najmniej. Odbyliśmy pierwszą dłuższą podróż (opiszę wrażenia po powrocie). Obskoczyliśmy prawie wszystkich zaplanowanych lekarzy. Zajęliśmy się języczkiem i złapaliśmy za rogi okropną alergię. Walczymy o to by mniej swędziało i uczulało też jak najsłabiej. Zaczęliśmy nasze "treningi" rehabilitacyjne. Myślę, że bardziej męczą one mój kręgosłup bo Miki przeważnie w trakcie ćwiczeń jest pogodny. Na początku miesiąca Mikuś zaczął podnosić główkę. Jedni powiedzą, że późno. Inni, że każdy ma swój czas. A że z naszym synem już tak jest, wszystkie zmiany, postępy odbywają się nagle i niespodziewanie... Tak samo było z podciąganiem się do pozycji siedzącej. Głowka ciężka i opadała do tyłu. Aż tu nagle wczoraj rano zaczął się ładnie podciągać i to z dużą siłą. Wyraźnie podoba mu się w pozycji siedzącej.

Cały czas karmimy się tylko cycusiowym mleczkiem. Z rozszerzaniem diety czekamy do czerwca, zgodnie z zaleceniami. Śpimy cały czas razem, co mocno wiąże się z kolejnym osiągnięciem - ząbki idą jak szalone, przez co wieczorami Miki potrafi być bardzo marudny. W nocy natomiast przebudza się bardzo często, czasami nawet co godzinę. Po chwili jednak zasypia spowrotem - wystarczy, że cycuś wyląduje w buzi. A więc forma co-sleepingu jest wygodna dla nas wszystkich. Codziennie wypatrujemy owego białego punkciku na dziąśle, narazie są wyraźnie rozpulchnione i jaśniejsze w niektórych miejscach, tak jakby moment wybicia był już tuż tuż.

Mniam mniamu

Oczywiście w buzi ląduje wszystko, dosłownie wszystko. Począwszy od gryzaków, maskotek, wszelkich kocyków, pieluszek czy nawet moich ubrań. Skończywszy na bączku większym od jego głowy ;-) Rozczula mnie, gdy widzę, jak stara się go włożyć do środka - ma w sobie tyle emocji!

Poranne wygłupy

Mikuś jest bardzo towarzyski. Potrafi zainteresować się każdą poznaną osobą. Obecnie największą radość okazuje na widok dziadka i pradziadka - to się nazywa męska solidarność. Buźkę w uśmiechu otwiera tak szeroko, że prawie zmieściłby się wspomniany bączek ;-) Każdy może też wziąć go na ręce - swoją drogą rozpuścili mi dzieciaka i po powrocie albo będę musiała dzielnie nosić albo odzwyczajać od noszenia.

Na spacerniaku z dwiema mamusiami ;-)

Miki waży około 6kg, ubranka nosi w rozmiarze 68, chociaż z niektórych już wyrasta. Jest wysokim i raczej szczupłym młodzieńcem. Jego znakiem rozpoznawczym jest gubienie skarpetek :-) - nóżki go swędzą więc ociera sobie jedną o drugą, a skarpetka w tym czasie się zsuwa. Nadal ma błękitne oczy i blond włoski (trzy na krzyż) - to po mamusi. Nerwowy jest również po mamie, jednak niecierpliwy to już po tacie ;-)

Miki z mamusią i swoją najmłodszą ciocią :-)

Nasze dni różnią się od siebie (szczególnie gdy pogoda płata figle), jednak schemat w uproszczeniu wygląda tak:

5:45 (ta godzina jest niezmienna od dłuższego czasu) - zaczynamy swój dzień, zmiana pampersa i karmienie
6:00 - 7:00/8:00 - drzemka
od 7:00/8:00 - przebieranie, smarowanie, wygłupy i zabawa
10:00 - 11:00 - karmienie i drzemka
od 11:00 - zabawa, ćwiczenia
około 12:00/13:00 - karmienie i wyjście na spacer (sen)
Około 14:00/15:00 - powrót ze spaceru, karmienie, zabawa, ćwiczenia, smarowanie
17:00/18:00 - drzemka, po przebudzeniu karmienie i dalsza zabawa
około 20:00 - kąpiel, przygotowanie do snu (przebieranie, smarowanie) i karmienie

... a w nocy pobudka średnio co godzinę, dwie. Wystarczy jednak, że Miki poczuje mamine ciepełko i zasypia spowrotem.

Tak to właśnie obecnie wygląda. Każdy dzień przepełniony jest uśmiechem i radością z najmniejszych postępów. A drobne niedotarcia między nami gdzieś padają w niepamięć.

W niedzielę wracamy do domu i zaczynamy przygotowania do chrztu - to będzie dla nas duże wydarzenie. Rodzina z obu stron spotka się po raz pierwszy. To taka próba generalna przed wrześniem - wtedy przed ołtarzem staną rodzice :-)

Czytaj dalej