Dawno, dawno temu...


Wyobraźcie sobie, że ten kubraczek ma 37 lat! Nosili go po kolei: moja ciocia, ja, mój brat, moja siostra, moja chrześniaczka. A teraz nosi go Mikołaj. Został przeze mnie nazwany strojem rodowym. Czekam z niecierpliwością, aż będę go mogła przekazać dalej...
Ten mały ciuszek skłonił mnie dziś do napisania trochę o tradycji i o tym co kiedyś a co dziś - w kwestii wychowania rzecz jasna.

Ja od samego początku stroiłam Mikusia w ładne ubranka. Pamiętałam o jego wygodzie, ale nie ukrywam, że chciałam by wyglądał też ślicznie (przystojnie, toć to chłopak). Nawet specjalnie nie wysłużyły mi się śpioszki, bo wolałam go ubierać w spodenki i półśpiochy. Z początku każde przebieranie było męczarnią dla nas obu, na szczęście bardzo szybko Miki polubił tą czynność. Babcia opowiadała mi, że KIEDYŚ dzieci trzymało się w ciasnym becie przez długie miesiące, nikt nie myślał o jakiś ciuszkach. OBECNIE również układa się dzieci albo w rożkach albo w otulaczach (Miki rożków nie lubi, z otulaczami musiał się zaprzyjaźnić ze względu na swoje odruchy). Jednak nic nie szkodzi, żeby w tym rożku leżał sobie "wystrojony". W Święta ubraliśmy go w czaderską elegancką koszulę. Podesłaliśmy zdjęcie do naszej babci. A ona dzwoni obruszona, że męczymy dzieciaka... ale, że moglibyśmy go ubrać na chwile chociaż w te ciuszki świąteczne co dostał od niej i zrobić zdjęcia ;-) haha a jednak!

Kolejne porównanie. TERAZ reaguje się na potrzeby dziecka. Płacze - to się tuli, całuje, uspokaja. Mi się serce kraja, gdy Miki obudzi się gdy akurat jestem np. w wannie i musi poczekać aż wyjdę. KIEDYŚ dzieciaka zostawiało się na podłodze (żeby nie miał z czego spaść) i szło się na pole. A dzieciak czasem płakał tak długo aż sam się zmęczył i zasnął. 

Wracają do łask pieluchy wielorazowe. Nie mają one jednak nic wspólnego z KIEDYŚNYMI tetrami. TERAZ kupujesz otulacze, wkłady, formowanki i nie wiadomo co jeszcze (ekspertem nie jestem). W czasach kiedy "czas to pieniądz" niewiele osób się na to decyduje. Ja sama również wybrałam opcję wygodną - kupujesz, używasz, wyrzucasz do kosza (chociaż , nie powiem, kiedyś przeszły mi przez myśl wielorazówki).

KIEDYŚ chrzest dziecka odbywał się bardzo szybko. Ja sama byłam chrzczona już jakies 2-3 tygodnie po porodzie. Jak sobie przypomne siebie po 2 tygodniach - nigdy w życiu nie pokazałabym się ludziom w kościele ;-) Poza tym nie miałabym w sobie chyba tyle energii. Są oczywiście rodzice, którzy nadal tradycyjnie podchodzą do sprawy. Nie budzi już jednak zdziwienia widok półrocznego czy nawet rocznego maluszeka do chrztu. My sami też planujemy chrzciny dopiero na koniec kwietnia. 

Sprawa dla mnie nie zrozumiała - karmienie "na zegarek"... KIEDYŚ zalecana metoda karmienia. Dziecko jadło co 3 godziny. Uczyło to ponoć regularności sen-jedzenie-zabawa. Niestety okres laktacji przez to często się skracał, ponieważ w niestymulowanych wystarczająco często piersiach, pokarm po prostu zanika. Spotkałam się nawet ze zdziwieniem, kiedy powiedziałam, że pokarmy stałe będę wprowadzać dopiero po 6 m-cu. KIEDYŚ obiadki wprowadzało się szybciej, co mogło też wynikać z tego, że kobiety traciły pokarm np. już po 2 miesiącach. OBECNIE metoda ta ma również swoich zwolenników, jednak przeważa metoda "na żądanie". Trudno zmusić niemowlaka by był głodny o stałych porach. Dorosły człowiek również sięga po jedzenie gdy po prostu poczuje głód. Nie czeka do 14, bo wtedy jest godzina karmienia. Gdybym ja miała karmić Mikołaja co 3 godziny... dzieciak by się zapłakał aż w końcu z niedożywienia by zniknął! I wbrew opinii, że dzieci takie tylko wiszą przy cycu, Miki sporo czasu w ciągu dnia poświęca na zabawę. A i ja mam czas by się umyć, ubrać, zrobić obiad...

KIEDYŚ matki nie miały laktatorów, elektronicznych niań, szumisiów i innych gadżetów. Dla nas TERAZ wydają się one niezbędne - bo jak to, mam gotować butelki? Prościej włożyć do sterylizatora i po sprawie.

Są oczywiście obszary, w których z tradycyjnych metod jak najbardziej się korzysta. Chociażby kąpiele w krochmalu czy płatkach owsianych dla alergików - sama chcę to  drugie wypróbować. I wcale nie umiejszam ich znaczeniu. Każdy ma swój rozum. Jednak ja osobiście nie czerpię z nich zbyt wiele, bo momentami strasznie się kłocą z moją intuicją.

Mój "wiszący ciągle przy cycu" syn właśnie się obudził ze swojej 1,5 godzinnej (szok) drzemki. To spadam troche go wytarmosić :-)

2 komentarze :

  1. Teraz wydaje mi sie, że mamy sa bardziej świadome i mądre... Są w końcu badania, autorytety, które wskazują właściwą drogę :) Chociaż niestety nadal popularne są książki z metodami, które opisałaś jako te dziwne i stare, ale na szczęście coraz więcej popularności zdobywa Rodzicielstwo Bliskości i na szczęście coraz więcej mam wie, że samo kp naprawdę wystarczy do 6 miesiąca życia :) Ostatnio w pracy koleżanka męża wręcz zarzuciła nam, że GŁODZIMY dziecko, bo jak to tak do pół roku tylko mleko? Hmmm no cóż, ona już dzieci dawno odchowała i karmiła od czwartego miesiąca słoiczkami, bo tak robili wszyscy.Moja rodzina jest w szoku, kiedy mówię o BLW, bo jak to tak bez papek? Ja akurat jestem za odstawieniem kierowanym przez dziecko, wierzę, że pozwoli nam to uniknąć futrowania dziecka gdy ono będzie się wyrywać bo nie chce jeść... Oby :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta przepasc pokoleniowa w sposobach na wychowanie malucha jest duza. Kiedys wiele rzeczy robilo sie inaczej i nie bylo tylu udogodnien. Sama czesto spotykam sie z radami ktore dla mnie nir maja sensu. Na przyklad jak moja mala placze to ja staram sie jak najszybciej ja uspokoic chociaz czasem nie moge do niej podejsc w jednej sekundzie i wtedy w pospiechu staram sie skonczyc to co robie za to moja babcia ze spokojem stwierdza niech sobie poplacze nic jej nie bedzie. Kiedys ludzie inaczej mysleli ☺

    OdpowiedzUsuń