Początek roku

Tegorocznego, a w zasadzie już zeszłorocznego, sylwestra spędziliśmy w domu. W pidżamach - dosłownie. Leżeliśmy na dywanie i tępo patrzyliśmy w telewizor. Noc jak noc. Z taką tylko różnicą, że zazwyczaj o północy nie pijemy Picolo:-) Nie składaliśmy sobie nawet życzeń, nie dzieliliśmy się swoimi noworocznymi postanowieniami. Byliśmy tak zmęczeni, że w planach najpóźniej o 00:15 mieliśmy już leżeć w łóżku. Mikołaj jednak postanowił nas zaskoczyć i 5 minut przed północą się obudził. Nie przebudził, jak zwykł to robić co pół godziny. Obudził! Błył wyspany i dalej spać ani rusz. Więc przez ponad godzinę zmuszeni byliśmy kontynuować naszą "imprezkę" - dalej na podłodze, tyle że tym razem z klockami...


Jako, że specjalnie nie odczuliśmy zmiany daty, tego przełomu, dni płyną nam jak wcześniej. Ten sam rytm dnia, nocy niestety też... Ostatnio dziwnym trafem przespaliśmy noc - bez pobudki przez 6 godzin (!!!). Byłam już pełna nadziei, że tak zostanie. Niestety była to jednorazowa akcja... 

Ostatnie mrozy uziemniły nas trochę w domu. Miki przy temperaturze niższej niż -10°C strajkuje i płacze. Tak więc ogarniamy jakoś rzeczywistość bardziej stacjonarnie.


Wraz z Nowym Rokiem zaszły jednak pewne zmiany u nas - czas zupełnie przypadkowy, szczególnie że pierwsza zmiana nie była w ogóle zależna od nas. Miki w końcu "dorobił się" pięrwszego ząbka. Górnej lewej jedynki! Za chwilę dołączy do niej ta z prawej. Na dole nic się na razie specjalnego nie dzieje, więc wkrótce Miki będzie przypominał królika ;-)
Druga zmiana dotyczy żywienia. Zrezygnowałam w końcu całkowicie ze słoiczkowych obiadków. Było to dla mnie bardzo wygodne. Dla Mikołaja również dobre, bo zapewniałam mu naprawdę różnorodne posiłki. Jednak postanowiłam, że koniec, basta! Szczególnie, że wolę nawet nie liczyć, ile taka wygoda mnie przez pół roku kosztowała... Od tygodnia gotuję mu sama. Wydawało mi się, że nie znajdę na to czasu przy i tak ogromie obowiązków domowych. Jednak okazało się, że to chwila moment. Po początkowych sprzeciwach, Miki zjada chętnie i ze smakiem. Od jakiegoś czasu znowu jest strasznym cycoholikiem, chciałby chyba żebym cały dzień siedziała z odkrytą piersią do jego dyspozycji. W trakcie zabawy podbiega bowiem, domaga się i próbuje mnie rozebrać. Napije się kilka łyczków i ucieka spowrotem do zabawy. I tak w kółko :-) Mi to nie przeszkadza, ale czasami potrafi być męczące.


Najbliższe tygodnie upłyną nam na planowaniu zimowego wyjazdu do dziadków. O ile pogoda nam nie przeszkodzi, chcemy na przełomie stycznia i lutego odwiedzić ich znowu na dłużej. To ostatnia taka szansa przed moim powrotem do pracy. Szczególnie, że później już nie będzie tak łatwo wyrwać się na tydzień czy dwa. W planach również odwiedziny u małego Franka, pierwszego kuzyna Mikiego, który jeszcze w brzuszku ale lada dzień będzie już po drugiej stronie :-)
W międzyczasie tatuś ma też urodziny. Z tej okazji mama zabiera go na dzień relaksu i niespodzianek. Miki w tym czasie będzie bawił się z ciotkami i trenował rozstania :-) Obyśmy nie musieli za szybko wracać...

Tak więc sporo za nami a jeszcze więcej przed nami. Mógłby ten czas płynąć trochę wolniej, bo do marca coraz bliżej...

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz