Ostatnio sporo miejsca na blogu poświęcałam sobie - swoim obawom, oczekiwaniom, radościom. Czas skupić się trochę na drugim elemencie tej całej układanki - na tatusiu.
Mój tata zawsze był przy mnie, a i owszem. Nie mogę jednak powiedzieć, że byłam córeczką tatusia. Ma on dosyć ciężki charakter i czułości nigdy nie były w jego stylu. Stosował raczej "zimny chów" oparty na dyscyplinie. Mimo to, zajmuje w moim sercu ważne miejsce. Może dlatego, że przejęłam po nim wiele cech i potrafię zrozumieć niektóre sytuacje.
Ale o kim innym chciałam... O ojcu mojego dziecka.
Pomysł, by może spróbować "tu i teraz" wypłynął od Niego. Ja zawsze pragnęłam dziecka, ale nie umiałam zadecydować, że to właśnie teraz zaczynamy się starać. Udało mu się wybrać moment idealny - jak widać. Według moich obliczeń to właśnie ta pierwsza próba okazała się udana :-) Informacja o dwóch kreseczkach wywołała w nim szok. Nie zareagował ani smutkiem ani radością. Chyba sam nie wiedział jak ma się zachować. Taką prawdziwą radość i troskę zauważyłam dopiero, gdy pojechał ze mną na USG prenatalne. Zobaczył wtedy swojego syna pierwszy raz i chyba był nawet lekko wzruszony. Zaczął się bardziej troszczyć o mnie - przekonał się, że to przecież nie żarty. Później w natłoku codziennych obowiązków i wymagającej pracy, zdarzało mu się zapominać, że to taki ważny czas. Moje zmienne nastroje dolewały też często oliwy do ognia. Oj nakłóciliśmy się za wsze czasy ;-) Mamy różne charaktery - ja muszę wszystko na już, on ma na zawsze czas. Stąd te wszystkie spięcia. Nie wiem do końca co w jego głowie teraz siedzi, bo nie jest typem osoby bardzo wylewnej. Widzę jednak, że zaczyna coraz bardziej przeżywać. Niedługo wejdzie przecież w nową rolę. I tak samo jak ja, ma sporo obaw. Bardzo mnie ciekawi jakim będzie tatą... I czy będziemy potrafili zgodnie współpracować na polu wychowania.
Zostało już coraz mniej czasu. Staram się więc wykorzystać go jak najlepiej. Często zagryzam wargi i nie zwracam uwagi na duperele, by nie prowokować kolejnych bezsensownych sprzeczek. Korzystam z tych ostatnich chwil, gdy jesteśmy tylko we dwójkę. Jestem świadoma, że po narodzinach większość mojej uwagi i miłości spłynie na Maluszka. Nie chciałabym jednak by On poczuł się w jakimś sensie odrzucony.
Zrobię wszystko by stworzyć rodzinę szczęśliwą i pełną miłości. Nawet jeśli początki będą nieudolne i trudne. Każdej nowej roli musimy się przecież nauczyć :-)
P.S. Poszalałam dzisiaj trochę na allegro. I przy okazji Ukochany dostanie super prezent na imieniny (żeby nie było - sam stwierdził, że nie chce nic dla siebie).
O tym co lubi, a co ją denerwuje. Czego się nie może doczekać, a czego się boi...
Jednym słowem - BURZA HORMONÓW! :-)
Ja ze swoim mężem również kłóciłam się ostro i za wszystkie czasy, jednak od kiedy jestem w ciąży widzę, że stara się zmieniać, jest pracoholikiem, wiecznie brak mu czasu, chociaż staram się mu przypominać, że musi się zmienić bo będzie miał dziecko, a to bardzo odpowiedzialne, widzę jak się zmienia, głaszcze brzuch i sam powoli nie może się doczekać :) uważam, że jest między nami więcej przyjemnych uczuć, zbliżyliśmy się jeszcze bardziej, może sama poruszę ten temat w następnym poście :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
matkapolka89
Ja sie ze swoim chyba nigdy jeszcze nie poklocilam. Zbyt zgodne mamy charaktery chyba :) poza tym, ja sie panicznie boje klotni. A on, byl niesamowitym wsparcie podczas ciazy dla mnie. Zawsze jest :) I oboje bardzo sie cieszylismy na nowego czlowieka.
OdpowiedzUsuń