Umiesz liczyć?


... Licz na siebie!

To motto towarzyszy mi od kilku dni. Zaczęło się w sobotę... Święto, goście, sprzątanie, gotowanie - a w tym wszystkim ja. Ja w ciąży i to w 9. miesiącu. Dałam się nabrać (o ja naiwna!), że nic nie będę musiała robić. No i się na to wszystko zgodziłam. Po tym weekendzie do dziś odczuwam bóle kręgosłupa, chociaż wcześniej na nie nie narzekałam. Miałam też w sobie więcej wigoru. A teraz? Nie wiem czy to z przemęczenia fizycznego czy bardziej tego psychicznego, ale zmuszam się do wszelkiej aktywności. 
A co jest najbardziej dobijające w tym wszystkim? Podejście niektórych osób - wydawać by się mogło, że z racji wspólnego zamieszkania - najbliższych... Nie życzę nikomu, by usłyszał: "przecież ciąża to nie choroba!" Niech więc haruje ta nasza ciężarówka jak dziki osioł, bo przecież ma tyle czasu by potem odpocząć... Za każdym razem gdy dzieje się coś podobnego, obiecuję sobie, że to ostatni raz! No i tak sobie obiecuję i obiecuję...
Nie oczekuję rad odnośnie tej sprawy, bo sama wiem co powinnam robić. Tylko, że nie zawsze się tak da. Po prostu musiałam to wszystko "wyrzygać" ;-) 

Moje hormony wariują coraz bardziej. Potrafię się śmiać z głupot, a za chwilę ryczę jak oszalała i prawie pakuję swoje walizki. W sumie to nie wiem, czy winić o to jedynie hormony. Mam wrażenie, że stojąc w obliczu tak wielkich zmian jakoś oczyszcza mi się umysł. Olewam nieistotne sprawy, natomiast tym ważniejszym nadaję wyjątkowo priorytetowe znaczenie. I przez to też wczoraj tak się pożarłam z narzeczonym, że do dziś mnie trzyma taaaaka złość. Zazwyczaj nerwy przechodziły mi po krótkim czasie. Dzisiaj po prostu nie mogę!

Wiem, że ponoć pochodzimy z innych planet i nie możliwe jest byśmy myśleli tak samo. Jednak w takich chwilach, najtrudniejszych ale też i najszczęśliwszych w życiu, powinniśmy chyba być jednością. A ja mam wrażenie, że wszyscy naokoło (łącznie z Nim) zapominają o tym, co się za chwile wydarzy. W moich wyobrażeniach całkiem inaczej to wyglądało. I nie wiem, czy to ja przesadzam i robię z igły widły, czy to jednak z moim otoczeniem coś jest nie tak.

W moim rodzinnym domu, praca nigdy nie była najważniejsza. Rodzice pracowali ciężko, ale mieli czas również dla nas. Dlatego tak bardzo drażnią mnie wszelkie objawy pracoholizmu. Bo wiem jak łatwo wpaść w sidła, przez które zaczynają się psuć relacje... Dlatego też, większość moich sprzeczek z narzeczonym związane zawsze było z pracą i tym, że zajmuje ona zbyt ważne miejsce w hierarchii wartości. 


Strasznie chaotyczne to co napisałam, wiem. Nie potrafię zebrać myśli i stąd taki trochę bezsensowny słowotok.

P.S. Zaczynam odczuwać bóle w podbrzuszu - niezbyt mocne i nieregularne. Obserwuję brzuszek ale na razie nie widzę, żeby się jakoś szczególnie zmieniał. Staram się ruszać jak najwięcej by być lepiej przygotowaną do porodu, jednak samotne spacery po mieście już odpadają. Za bardzo się boję, że zacznie się w nieodpowiednim miejscu i czasie...

5 komentarzy :

  1. Witaj, nominowałam Cie na swoim blogu do do Liebster Blog Award. Pytania znajdziesz klikajac w ponizszy link: http://zainspirowanaciaza.blogspot.com/search/label/Liebster%20Blog%20Award
    Zapraszam do zabawy i Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie rozsadzalo pod koniec ciazy. I wlasnie irytowalo mnie odwrotne podejscie. "Nie rob, usiadz, odpocznij, zostaw ja zrobie." No ale zgadzam sie, ze gdyby ktos mnie gonil do pracy ze slowami "ciaza to nie choroba" to tez bym sie zirytowala. Szczegolnie juz w okolicach terminu.
    Sprawdzam ciagle czy wpis o malenstwie juz jest :) szczesliwego rozwiazania!

    OdpowiedzUsuń
  3. koniuec ciazy to byl hardcore u mnie , zybkiego rozwiazania!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja na koncowce ciazy pokocilam sie z M wlasnie o wizyte rodziny. Bylo goraco, ja jak slon a on sobie domowe zloty wymyslil....hormony mnie rozsadzaly wiec bylam szcera do bolu!
    Trzymaj sie cieplo!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie od 3 tygodni jest z wizytą moja przyszła teściowa i szczerze teraz widzę jakie mam szczęście bo naprawdę dużo mi pomaga. Ostatnio nic nie muszę robić. A mam takie dni, że na nic nie mam ochoty i dopada mnie takie zmęczenie, że mogłabym z łóżka nie wychodzić. Stwierdzenie, że ciąża to nie choroba bardzo mnie denerwuję bo końcówka ciąży potrafi być bardzo męcząca. A co do pracoholizmu mam podobne zdanie. Mojego taty zawsze nie było w domu i sądzę, że to on wiele stracił. Dla mnie rodzina jest na pierwszym miejscu. Trzymaj się! :)

    OdpowiedzUsuń