Samo się nie zrobi...

Gdy dziecko śpi, śpij i ty... Taaaa, ma ktoś jeszcze jakieś świetne rady? Pranie zrobić trzeba, zjeść coś też by się przydało...

Kilka razy próbowałam olać wszystkie domowe obowiązki i po prostu położyłam się przy Maluszku - nie potrafię jednak zasnąć w dzień. A nawet jak uda mi się lekko przysnąć, to budzę się jeszcze bardziej wyczerpana... A zresztą Mikuś zawsze wie, kiedy się obudzić - nie zdążę się dobrze rozkręcić z robotą i trzeba kończyć.

Od wyjścia ze szpitala zdarzyło mi się dwa razy wyjść z domu - na zdjęcie szwów i do USC. Mikuś zostawał wtedy z babcią. I powiem wam tak... są takie dni, że nie mam ani chwili dla siebie (taki wymagający ten mój synuś) ale gdy pomyślę, że miałabym zostawić teraz Maluszka choćby na godzinkę, ogarnia mnie przerażający smutek. Nie tylko noworodek traktuje swoją mamę jako integralną część samego siebie, mama bez niego też nie potrafi funkcjonować... 

Są chwile, że dopada mnie słynny "baby blues" - szczególnie popołudniami, gdy robi się ciemno za oknem i czekamy z Małym na tatę. Cały dzień jesteśmy sami, samiusieńcy w dużym domu. Z obiecanego tygodniowego urlopu, tatuś musiał zrezygnować - był z nami w domu tylko dwa dni. Niestety, czas przedświąteczny w jego branży = kategoryczny brak urlopów :-( Gdyby Mikuś urodził się o czasie... no ale się nie udało. Kiedyś opiszę jak wyglądał mój poród, na razie jednak nie chcę wracać myślami do tych chwil.


Uświadomiłam sobie właśnie, że zostały dwa tygodnie do świąt... Od wielu już lat nie czuję świątecznej atmosfery, szczególnie od momentu gdy wyprowadziłam się z domu rodzinnego. Może ten mały człowieczek, który leży obok, pozwoli mi znowu poczuć tą magię ;-)

P.S. Dzisiaj zrobiłam dwa prania i ugotowałam zupę - łaskawy syn ;-) 

5 komentarzy :

  1. J chyba na miesiąć po porodzie zarzuciłam gotowanie. Na szczęście mamy pod domem świetne bistro i M. kupował tam nam obiady za grosze. I też nie potrafiłam nigdy spać z maluchem w dzień. Chciałam mieć te chwile odetchnięcia tylko dla siebie. I również sama z nim siedziałam w (nie tak bardzo) wielkim domu ale u nas na szczęście był początek lata.

    OdpowiedzUsuń
  2. Się nie da :) Też chciałam spać wtedy, co Zosia, ale zawsze znalazło się coś do zrobienia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj rozumiem, też byłam sama i na głowie miałam dom, ale robiłam sobie jedną drzemkę godzinną w połowie dnia i duuużo mi to dawało :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Współczuję, bo mam w domu pomoc i gotować ani sprzątać całego domu nie muszę a i tak nie mam na nic czasu. Jest u mnie babcia i to ona gotuje i sprząta a ja muszę się zająć tylko swoim pokojem i praniem a i na to ciężko mi wygospodarować czas. Na początku zadrzało mi się sypiać w dzień, ale teraz czas leci mi tak szybko, że zanim się obejrzę jest noc i trzeba myć maluszka... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja pierwsze dwa miesiace oswajalam sie z mysla ze mam dziecko, mala nie pozwolila nam sie nudzic ani przez chwile. Nie gotowalam, mieszkanie wygladalo jak po wybuchu bomby, sama tez bylam jak mop, a do tego baby blues ktory pod koniec zakrawal o depresje...bylo ciezko, ale powoli, pomalutku wszystko sie prostowalo. To kwestia asymilacji, a z czasem wszystko da sie pogodzic. Teraz tez nie mam perfekcyjnie w domu, ze swiatecznego klimatu jest tylko czekoladowy aniolek, obiady sa malo wymyslne, prasuje raz na jakis czas....ale wole miec taki nielad i wyjsc na spacer ze szczesliwym dzieckiem :)

    OdpowiedzUsuń